Gestapo w Poznaniu i Wielkopolsce mogło zrobić z Polakami absolutnie wszystko, byli w zasadzie wyjęci spod prawa. Docelowo mieli z tego terenu zniknąć całkiem, w praktyce pozostawiono - w miastach tych, których w ich miejscu pracy nie dało się chwilowo zastąpić Niemcem czy Volksdeutschem, zaś na wsiach część ludności w charakterze parobków. Resztę wysiedlano do Generalnej Guberni lub wywożono na roboty w głąb Niemiec, aby zastąpili na stanowiskach pracy (i w gospodarstwach) Niemców powołanych do wojska.
Położenie ludności polskiej w Wartheland było chyba najgorsze na całym obszarze okupowanym przez Niemców, poza rzecz jasna Żydami przeznaczonymi do zagłady - i być może ludnością cywilną na Białorusi. Zupełnie w każdym razie nie dawało się porównać z okupacją niemiecką we Francji, z czego Francuzi zresztą zdawali sobie sprawę już wówczas, bo znane są wypowiedzi o tym, że jeśli ludność francuska będzie się buntować, to Niemcy zrobią tam to, co w Polsce.
Paweł Wietrzykowski napisał(a):Tak samo Gestapo wysłało na roboty brata mojej matki: był na liście osób aktywnie działających w Harcerstwie.
Jeśli działał aktywnie w harcerstwie i było to wiadome Gestapo, to właściwie może mówić o szczęściu, jeśli go wysłano tylko na roboty.