‘Subhasta’ to określenie łacińskie i odnosi się do formy ‘sub hasta vendere’, w dosłownym znaczeniu sprzedać na licytacji. ,Hasta' - drąg, pal, drzewiec, laska a także dzida, lanca, włócznia oraz licytacja. Zgodnie z obowiązującym wówczas prawem bankowym tej formie sprzedaży podlegały dobra, na których ciążył dług, czyli tzw. hipoteka zapisana w stosownym dziale księgi hipotecznej. Dochodziło do tego wówczas, gdy dłużnik zaniechał spłaty zobowiązania wobec banku. Bank kierował sprawę do sądu, a ten w postępowaniu dochodził do tego, czy faktycznie dłużnik nie może spłacić kredytu. Po wielokroć w trakcie postępowania dochodziło do ugody i wówczas odstępowano od ogłoszenia subhasty. Jednakże, kiedy stwierdzono, że faktycznie dług jest nie do odzyskania, wówczas można było nabyć na ogłoszonej przez sąd w wyznaczonym dniu i miejscu oraz o określonej godzinie za niewielkie niekiedy pieniądze o wiele cenniejszą nieruchomość. Ówczesna prasa, a szczególnie „Dziennik Poznański” jest pełen ogłoszeń o takowych rozprawach i wyznaczonych licytacjach, a nawet odstąpieniach od ich przeprowadzenia. Uzyskana ze sprzedaży kwota miała pokryć w pierwszej kolejności koszty sądowe i samej licytacji, a w drugiej kolejności poszkodowanego czyli bank. Zdarzały się również subhasty z powództwa prywatnego, kiedy to weksel był dowodem zaciągniętego kredytu u sąsiada czy kolegi.
Bank nie był zainteresowany przejmowaniem nieruchomości rolnych, gdyż nie było w jego interesie ponosić kosztów z ich prowadzeniem. Subhasty wykorzystywały dla nabycia polskich gospodarstw i majętności: komisja kolonizacyjna, spekulanci – przeważnie Żydzi, a także nowobogaccy, którym do kupionego herbu brakowało ziemi.
Znam wiele przypadków, kiedy uczciwi Polacy dla ratowania polskiej majętności nasączonej symboliką narodową i tradycjami płacili za nią więcej, by nie dostała się w obce ręce. Ale byli i tacy, którzy walczyli o wolną Polskę, a później przez nieumiejętne gospodarowanie następców tracono dobra na rzecz zaborcy i Żydów. Przykład godny opisania to majątek Żerniki koło Markowic w powiecie inowrocławskim. Niegdyś własność Kościelskich, dostał się w drodze wiana gen. Kołaczkowskiemu, ten przekazał go w podobnej formie swojej córce, która z kolei wraz z mężem tak go zadłużyła, iż poddany on został subhaście. Właściciele zmuszeni zostali do sprzedaży areału 1025 mórg wybornej ziemi wycenionej na 70 tys. talarów. Co niezwykle ważnym było to, to, że do wsi tej przypisany był głos stanowiący przewagę nad połową głosów w wyborach z tego terenu do sejmu w Berlinie. W końcu wieś nabył Żyd Samuel Hirsch i w kilkanaście lat później w 1880 r. nabył ją (ale już 1700 mórg) od Żyda właściciel Kościelca, Adolf Poniński. Nazywano już wówczas wieś i dominium, Schönwerth. W końcu majątek dostał się w 1891 r. w ręce niemieckiego właściciela pobliskich Markowic, Hugona Wilamowitza-Moellendorff, prezesa prowincji poznańskiej, z którym Poniński zamienił się na inną polską majętność.
Słowianin
|