Łukasz Bielecki napisał(a):
Titas napisał(a):
Ja tej sprawy nie uważam za tak jednoznaczną jak pan. Pewnym trudnym do oceny czynnikiem jest fakt, że zapewne 99% ochrzczonych zostało bez ich zgody jak też i świadomości. Nie był to więc wybór osoby, której sakrament i wpis dotyczyły. Kwestia apostazji zwykle jest związana z silnym czynnikiem emocjonalnym i chęcią całkowitego zerwania z daną religią. Osoba odchodząca czuje się dysponentem swoich danych, których przechowywanie w kościele już nie jest związane z wymogiem urzędowym chyba, że dotyczy to ślubu, który ma charakter świadomy (jak się zwykle wydaje).
Sam nie potrafię rozstrzygnąć czy jest to przepis słuszny czy też nie ale dostrzegam rację obu stron. Niech i pan postara się zrozumieć racje osób, które mają inne zdanie niż pan.
Ależ ja naprawdę (jak mi się wydaje) rozumiem te racje, ja rozumiem racje nawet ekstremistów muzułmańskich (nie zrównuję tu różnych racji tylko chciałem znaleźć jakiś naprawdę skrajny przykład), po prostu różni ludzie mają różne poglądy (w tym religijne, a jak wielokrotnie wykazywano, pewien typ ateizmu w praktyce staje się quasi-religią) i z tych poglądów wyprowadzają rozmaite motywy działań itd. To wszystko potrafię zrozumieć i nawet znaleźć w sobie jakąś empatię.
Tylko jedno uważam - że po prostu pewnym ekstremalnym motywacjom państwo musi postawić tamę, dla wyższego dobra - wspólnego, innych ludzi, spokoju społecznego itd.
I po prostu uważam, że nie zasługują na ochronę państwa (wręcz powinny być zwalczane) działania których celem jest niszczenie dokumentów historycznych dlatego, że ktoś ma negatywny stosunek do faktu, że w nich figurują jego "dane osobowe".
Panie Łukaszu, w dyskusję miesza pan wątki światopoglądowe. To nie służy logice. W odpowiedzi na pana porównania, mogę panu odpowiedzieć, że panu jako osobie wierzącej znacznie łatwiej zrozumieć ekstremistę muzułmańskiego niż mnie ateiście. A teraz merytorycznie bo chyba pan miesza dwie sprawy.
1. Sprawa wycofania z internetu plików z aktami kościelnymi osób potencjalnie żyjących (czyli pochodzącymi nawet z lat siedemdziesiątych) chyba nie podlega dyskusji. Mój przodek ukradł komuś (doszedłem komu) tożsamość ok. 150 lat temu. Zapewne nie przyniosło to żadnych skutków dla okradzionego bo też mój przodek nie za wiele poza ukrywaniem mógł z nią począć, mam też taką nadzieję. Współcześnie m.in. posiłkując się bazą danych z aktów chrztów czy ślubów można komuś przejąć konto w banku, nabrać kredytów na inną osobę czy narozrabiać na portalach randkowych (co często ma i efekt finansowy). Co do tego wszyscy jesteśmy chyba zgodni i szkoda o tym gadać. Kwestią jest postawienie rozsądnej granicy dla poszczególnych kategorii - najmniejszy problem jest tu z pogrzebami, mniejszy ze ślubami (rozsądna mogłaby być nawet cezura roku 1939 czy 1945), najgorsza jest z urodzinami. I to jest temat do dyskusji.
2. Kwestia zacierania danych osób, które odeszły z instytucji kościelnej. Dla mnie samego nie jest istotna, dla innych jest. "Innych" jest garstka i ich tok myślenia także rozumiem. Panie Łukaszu, musi pan przyjąć, że nie każdy pasjonuje się genealogią czy też historią - choć mitami rodzinnymi czy historycznymi żyje znaczna część społeczeństwa (zapewne niejednego "hrabiego" w pubie pan spotkał). Myślę, że można poszukać kompromisów. Wypikselowanie kopii aktu chrztu w wersji elektronicznej nie powinno stanowić problemu, tak jak opieczętowanie lakiem z pieczęcią urzędową kawałka strony z "niechcianym" aktem chrztu w księdze papierowej. Przy mojej propozycji drugiej ewentualności kościoły i apostaci musieliby zgodzić na kontrolę urzędową, która by stanowiła gwarant dla obu stron. Myślę, że kompromis nie byłby łatwy do osiągnięcia ze względu na obustronne uprzedzenia czy wręcz wrogość.
3. Akty chrztu osób żyjących nie mają jeszcze charakteru historycznego chyba, że dla "ekstremisty genealogicznego" hahah. Nie jest specjalistą z tej dziedziny i nie potrafię podać precyzyjnie okresu czasu ale po śmierci niszczona jest cywilna dokumentacja osobowa. I jakoś z tym żyjemy.
Pozdrawiam - LW.