Wymiana doświadczeń pomiędzy genealogami, dyskusje ogólne na tematy genealogiczne i historyczne, dane dotyczące parafii, archiwów, ciekawych stron, itd
Odpowiedz

jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 07:20

Witam wszystkich! Pisząc monografię o mojej rodzinie nurtuje mnie pytanie w jaki sposób podróżowali moi Pradziadowie. Może to dziwne pytanie, ale dla mnie interesujące. Otóż moja Prababka mieszkała w latach 1860 - 1910 początkowo we wsi Chlebowo, później po wyjściu za mąż we wsi Grabowo Królewskie. Z wieści rodzinnych wiadomo, że często bywała w Środzie, gdzie mieszkała jej siostra i ostatecznie Prababka po śmierci męża tam przeprowadziła się.
Jest trochę kilometrów z Grabowa do Środy, także pomiędzy miejscowościami Chlebowo- Grabowo, Grabowo - Miłosław./ rodzina mojej prababki rozsiadła się w wielu miejscowościach powiatu wrzesińskiego/. Eskapady mojej Prababki to w tamtych czasach wyczyn nie lada. Podróżowała też do Klęki k/ Nowego Miasta.

Jak to było możliwe? Czym przemieszczali się ludzie w tamtych czasach? Wozami, powozami? to trochę trwało w czasie.

Może ktoś odpowie na moje dziwne? pytanie.
Dziękuję i pozdrawiam Danuta

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 07:47

Ja też zastanawiam się w jaki sposób moi prapradziadkowie ok. 1905 r. przeprowadzili cały swój dobytek i dwanaścioro dzieci z Obory (koło Gniezna) do Rogowa Żnińskiego. Musiało być tego dość sporo, bo byli dość zamożnymi gospodarzami więc przypuszczam, że odbywało się to etapami. Ale jakimi środkami lokomocji???
A może wszystko spieniężyli i na nowo urządzili się w nowym miejscu?

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 07:57

Witam.
Tak jak piszesz, podróżowali konno, powozami, bryczkami, wozami w zależności co dana osoba miała do dyspozycji.
Mój Ojciec po II wojnie jeszcze jechał konnym wozem z miejscowości położonej pomiedzy Neklą a Środą do Dobrzycy. Konie to w XIX był podstawowy środek lokomocji. Ludzie ładowali swój dobytek na tz. furmanki i chele czyli wozy. Zwierzęrzęta były przepędzane poprostu pieszo.
Pozdrawiam
DankaW

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 09:39

Witam !

Zagadnienie podróży naszych przodków jest faktycznie niezwykle zajmujące i godne szerokiego opracowania.
Na przełomie XIX i XX wieku była już kolej żelazna, której sieć rozwijała się w Wielkopolsce w dość szybkim tempie. Pierwsze pociągi z Poznania przez Środę Wlkp. zaczęły kursować w 1875 r. Podróż koleją była jednak stosunkowo droga i na krótsze odległości oraz dla niezamożnych osób bez wątpienia niezastąpionym i jedynym środkiem lokomocji był koń z furmanką.

Czasem zadziwiające są odległości, jakie pokonywali nasi przodkowie. Mój przodek Marcin Formanowicz, powstaniec listopadowy, wrócił do Wielkopolski z niewoli rosyjskiej. Bez wątpienia dokonał tego bez grosza przy duszy. Z Petersburga (!), gdzie odbywał karną służbę w wojskach carskich, do Warszawy przybył 9 listopada 1841 r. Potem wrócił w rodzinne strony do Buku k/Poznania. Jego podróż z Petersburga do Warszawy trwała 6 miesięcy ! Pełną biografię Marcina można przeczytać tutaj: http://www.formanowicz.pl/buk/biografie/marcin_f.pdf.

Pozdrawiam -
Mariusz Foirmanowicz

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 10:03

Witam !
Podróże w tamtych czasach dobrze opisane są w książce "Marianna i róże", a na stronach WTG w jednym z listów Katarzyny Wize zamieszczonym przez Krzysztofa Zgrzebnickiego w temacie "List związany z Zygmuntem Gorgolewskim". Katarzyna żali się, że z Rogoźna do Poznania musi podróżować wozem pocztowym, bo kolej dopiero budują. Nasi przodkowie podróżowali podobnie jak postacie z westernów, bo chyba w każdym takim filmie pędzi dyliżans, a w nim worki pocztowe i kilku pasażerów. Nawet nie tak daleka przeszłość dostarcza ciekawych historii. Ciotka opowiadała mi jak siostra mojego dziadka (była pielęgniarką) zaraz po wojnie konno odwiedzała chorych we wsiach Morasko, Radojewo, Umultowo itd. - prawie jak doktor Queen.

Pozdrawiam Piotr Dutkiewicz

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 11:06

Ja też zastanawiam się w jaki sposób moi prapradziadkowie ok. 1905 r. przeprowadzili cały swój dobytek i dwanaścioro dzieci z Obory (koło Gniezna) do Rogowa Żnińskiego.

to rzut kamieniem od tego miejsca co teraz mieszkam w stronę Bydgoszczy
W tym okresie pewna cześć rodziny żony ( Aleksandry na WTG Ala) mieszkali blisko Obora, Obórka.
Tak samo blisko mieszkali przodkowie naszych sympatyków z WTG, Sławka Łubińskiego i Grażyny Markovskiej.
Jest szansa na jakieś powiązania genealogiczne które jeszcze nie odkryliśmy?
Wypisuje i wypisywalem ciekawe zapiski np: skąd przybywali chrzestni lub świadkowie a odległości więsze niż 50 km to już wyczyn.
Wpisałem podróż z Torunia w okolice Gniezna, oczywiście w czasch około 1850, był też wypis przybycia na chrzet lub ślub z okolic Rogoźna.
Podróż na chrzest z okolic Pobiedzisk do Kaliny ( to za Gnieznem w stronę Witkowa okolo 35km, ale chrzest był na drugi dzień po urodzeniu u Kabacińskich.
Pewnikiem gołębie przenosiły takie wiadomości, bo o telefonach nie bylo mowy, a afrykańskie tam tamy nie były u nas znane.

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 11:32

kabat napisał(a):
Ja też zastanawiam się w jaki sposób moi prapradziadkowie ok. 1905 r. przeprowadzili cały swój dobytek i dwanaścioro dzieci z Obory (koło Gniezna) do Rogowa Żnińskiego.

to rzut kamieniem od tego miejsca co teraz mieszkam w stronę Bydgoszczy
W tym okresie pewna cześć rodziny żony ( Aleksandry na WTG Ala) mieszkali blisko Obora, Obórka.
Tak samo blisko mieszkali przodkowie naszych sympatyków z WTG, Sławka Łubińskiego i Grażyny Markovskiej.
Jest szansa na jakieś powiązania genealogiczne które jeszcze nie odkryliśmy?

Trudno powiedzieć... Dopiero niedawno odkryłam, że moi Bernardowie przez jakiś czas mieszkali w Oborze. Myślę jednak, że był to krótki okres, najwyżej 10 lat. Wcześniej mieszkali w Jarocinie i nie wiem, co było przyczyną zmiany miejsca zamieszkania. Potem powędrowali do Rogowa.
Według wspomnień mojej babci, prapradziadek Tomasz Bernard miał w Jarocinie młyn, który sprzedał i za uzyskane w ten sposób pieniądze urządził się w Rogowie i dał dość pokaźne posagi wszystkim swoim 12 dzieciom. Niestety do tej pory we wszystkich dokumentach, do których dotarłam, Tomasz jest rolnikiem, a w księgach adresowych Jarocina żaden młyn nie należy do Bernarda... Być może sprawa dotyczy innego przedziału czasowego, z którego nie ma takich wykazów (nie dotarłam do nich).

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 12:39

Mój dziadek wkrótce po ślubie w 1896 roku wybrał się wczesnym rankiem do Krotoszyna i po pokonaniu 30 km dotarł do celu podróży. Dokonał zakupu i wieczorem był w domu. Całą drogę przebył pieszo. Jego zakup dziś zdobi moje mieszkanie. Jest to ścienny zegar wahadłowy.

Pozdrawiam wszystkich
Roman

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 13:02

Mój praprapradziadek Antoni nie miał własnej ziemi tylko niewielką dzierżawę. Założył więc "firmę"-trzymał kilka koni i zakupił wozy-zwykłe fury. Przewoził ludzi z dobytkiem na znaczne odległości. A w tych podróżach "ugadał" nawet mężów dla swoich córek i oni także zostali wozakami. Tak myślę, że posiadanie tych wozów sprawiło, że sam też często zmieniał z własną rodziną miejsce pobytu, bo co kilkanaście lat odnajduję krewnych w różnych,
dość odległych parafiach.

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 14:49

Witam!

Bożeno, mój prapradziadek miał chyba ten sam zawód (jeśli tak to można nazwać) - po niemiecku brzmiał on "Fuhrmann". Nie znam co prawda tak dokładnie wydarzeń z jego życia, ale mniemam, że musiał zajmować się również powożeniem, transportem itd. I furmanienie musiało być dość dobrym zajęciem, skoro prapradziadek uzbierał pieniądze na kupno domu w mieście i jeszcze trochę ziemi.

Kuba

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 18:59

Piękny temat, podróże!

Wywołując go, nasza sympatyczka WTG, spowodowała, iż zaniechałem prace około biogramu doktora Antoniego Gościńskiego, przedwojennego dyrektora Szpitala Powiatowego w Strzelnie, na rzecz podróży z przeszłości. Otóż w mojej rodzinie podróże uprawiane były na co dzień. Dziadek Marcin sprowadził się do Strzelna w 1903 r. z Głuchowa parafia Komorniki – cyrka 130km. Tu poślubił babcię i osiedlił się. Najbliższą rodzinę, która mieszkała w Witkowie, 35km, odwiedzał w okresie zaborów powózką teścia, którą pamiętam gdyż stała u wujka Franciszka Jagodzińskiego w Łąkiem i była jeszcze na chodzie w latach 60-tych XX w. Do swoich rodziców, do Głuchowa, z rzadka wybierał się, i jak już, to udawał się w podróż dyliżansem pocztowym. W okresie międzywojennym Jeździł tam koleją, natomiast do Witkowa, wraz z synami, w tym z mym ojcem, rowerami. Wujek Leon, najstarszy brat ojca, po 45 r. w podobny, rowerowy sposób docierał do Witkowa, wioząc w specjalnym koszyku na kierownicy mego kuzyna Jacka. Nadto w międzywojniu, w interesach, ojczulek jeździł koleją, autobusami i dorożkami [TAX].

Podobne odległości dzieliły mego dziadka po kądzieli, Władysława Woźnego, młynarza. Pochodził on z Grodziska Wlkp., gdzie poza rodzicami mieszkała siostra i liczne kuzynostwo z wujkami. O jego podróżach służbowych, z kamieniami młyńskimi do Poznania, pisałem przy okazji uciekających lwów. Natomiast do rodziny dojeżdżał wygodnie z samego Kwieciszewa pociągiem z przesiadkami. Młyn Kawka znajdował się w odległości ok. 2km od dworca i kiedy przyjeżdżała, raz w roku w odwiedziny, jego teściowa, a moja prababcia Frau Anna Martins z Meklemburga, to tak wielką odległość pokonywała koleją. Na dworcu w Kwieciszewie oczekiwała za nią bryczka specjalnie wysyłana z młyna. Kiedy przejeżdżała przez wieś, dzieciarnia wiedziała kto przyjechał i biegła za gościem z wrzaskiem: „Nimra, staro Nimra”. Ta nie znająca ni słowa po Polsku, uznawała te okrzyki za powitanie i rozdawała dzieciarni słodycze, ostro upominając kuciera, by nie trzaskał na dzieci biczem.

Najwięcej przygód podróżniczych przeżył dziadek Władysław, za kawalera, służąc w armii pruskiej. Jego jednostka stacjonowała w Frankfurcie nad Odrą. Kiedy wybuchła wojna światowa walczył pod Verdun. Tam został ranny w rękę i wzięty do niewoli. Jako Polak cieszył się pewną swobodą, ale był przerzucany przez Francuzów kilkakrotnie z miejsca do miejsca, ostatecznie wylądował, jako jeniec w Maroku. Stamtąd powrócił dopiero w czasie wojny 1920 r. na wielbłądach, statkami, koleją, wozami i powózkami wszelkiego rodzaju, śląc po drodze konie remontowe z niemieckich majątków do młodej armii polskiej. Za ten czyn został w 1939 r. aresztowany przez Niemców i w wagonie bydlęcym przetransportowany z obozu przejściowego w Szczeglinie koło Mogilna do Dachau i tam zamordowany. Jego wojenne, z lat 1914-1919, podróże dokumentuje kilkadziesiąt zdjęć zachowanych w zbiorach rodzinnych.

I ojciec odbył najpodlejszą z podłych podróży. Aresztowany 4 maja 1940 r. został przetransportowany samochodem ciężarowym do obozu przejściowego w Szczeglinie. Stamtąd, w wagonie bydlęcym, przetransportowany do Dachau w Bawarii, a po pięciu miesiącach do Gusen w Austrii. Przesiedział do 5 maja 1945 r.

Jak zwykle piszę zbyt dużo odbiegając od tematu. W połowie XIX w. podróżowano dyliżansami. Trasa z Poznania do Wrocławia pokonywana była w przeciągu doby, do Szczecina jechano dwie doby, do Berlina półtorej doby. Generalnie istniały połączenia pomiędzy wszystkimi miastami i przesiadając się z dyliżansu do dyliżansu można było dojechać niemalże wszędzie. W sierpniu 1848 r. Poznań otrzymał pierwsze połączenie kolejowe do Stargardu – Szczecina. Pierwsze pociągi pokonywały ten dystans w 7 godz. i 5 min. Odrębną kwestię stanowił konny transport ciężarowy. Odbywał się on regularnie i to na znaczne odległości. Co ciekawe już w 1894 r. istniał w Poznaniu salon automobilowy Stanisława Brzeskiego przy ul. Ludwiki, obecnej ul. Chudoby. Oferowano w nim auta firm: Opel, Adler, Fiat, Brasiew, Minerwa. Ale generalnie: powózki, bryczki, dorożki i fiakry, to główne środki lokomocji. Również konno wierzchem. Przeprowadzki nastręczały problem ludziom zamożnym, gdyż trzeba było mieć kilka lub nawet kilkanaście najętych wozów konnych. Uboższy posiadający pokój i kuchnię spakował się na jeden wóz. Podróżowano również wodą. Żegluga była w XIX w. bardzo rozwinięta, podobnie jak w I połowie XX w.

W tym i wielu innych tematach proponuję przeczytać książkę Marii i Lecha Trzeciakowskich „W dziewiętnastowiecznym Poznaniu”, Poznań 1982.

Idzie czas urlopowy, chajda na koń!!!

Słowianin

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 20:13

Słowianin napisał(a):salon automobilowy Stanisława Brzeskiego przy ul. Ludwiki, obecnej ul. Chudoby


Od prawie 20 lat ul. gen. St. Taczaka :)
A przed wojną jeszcze: Bankowa. Ta krótka uliczka często zmieniała nazwę.

Pozdrawiam,
Łukasz

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 20:22

Słowianin napisał(a):W tym i wielu innych tematach proponuję przeczytać książkę Marii i Lecha Trzeciakowskich „W dziewiętnastowiecznym Poznaniu”, Poznań 1982.


Czytałam ubiegłego lata ;) Także polecam!

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

24 cze 2009, 20:39

Dziękuję wszystkim!!! Informacje są rewelacyjne i cieszę się :D bardzo, że w moich rozważaniach i dociekaniach nie jestem odosobniona. Przecież to WTG - dokonałam trafnego wyboru :!: .
Zamówiłam ksiązkę "Marianna i Róże". Dzięki Piotrze za podpowiedź.

Wiadomości jakie uzyskałam pozwolą na dodanie smaczku opisywanym podróżom mojej prababki.

Dzięki ogromne raz jeszcze Danuta

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

25 cze 2009, 13:15

Witajcie !
Dołożę swoje trzy grosze. Faktycznie dawniejsza podróż to zupełnie nie to samo co dzisiejsza. Można było nawet napisać o tym książkę.

Obrazek

Również przeglądając dawne listy z rodzinnego archiwum, stwierdziłem, że same tylko opisy podróży zajmują wiele miejsca.
Dla zainteresowanych sprawą, polecam też książkę Henryka Nowaczyka - "Chopin na traktach Wielkopolski Południowej".

Obrazek

Fragment dla zachęty:

Kamienica Flammów „pod numerem 33-cim w Rynku sytuowana” (numer 33 to numer hipoteczny) była położona blisko kaliskiego pocztamtu, przy którym stawał dyliżans. Chopin mógł dotrzeć do Flammów pieszo, nawet z podróżnym kuferkiem w ręku, po kilku minutach. Przeprowadzone przeze mnie badania uprawdopodobniają twierdzenie Ferdynanda Hoesicka, że w nocy ze środy 21 października na czwartek 22 października Fryderyk Chopin rzeczywiście „wytchnął po drodze u Flammów w Kaliszu”. Sądzę również, że prowadzący rozliczne interesy i znający przewoźników Michał Mojżesz Flamm pomógł także wynająć Chopinowi pojazd, którym kompozytor dotarł z Kalisza do Strzyżewa.
Kwestia, jaką trasą Fryderyk Chopin pokonał odległość od Kalisza do dworku Anny i Stefana Wiesiołowskich w Strzyżewie,jest trudna do rozstrzygnięcia. Istniały w owym czasie dwie możliwości.
Gdyby Chopin zdecydował się skorzystać z komunikacji pocztowej, to musiałby osobiście na kaliskim pocztamcie dopełnić formalności niezbędnych przy wynajmowaniu ekstrapoczty, czyli lekkiego pojazdu, dwukonnego zaprzęgu oraz pocztyliona. Ekstrapoczty poruszały się po wyznaczonych traktach pocztowych, mogły zboczyć na niewielką odległość od traktu, by dowieźć pasażera we wskazane przez niego miejsce. Chopin dojechałby ekstrapocztą z Kalisza do Ostrowa, a tam — zwolniwszy ekstrapocztę kaliską — musiałby wynająć przewoźnika prywatnego, by przez Antonin, Mikstat i Kotłów dotrzeć do Strzyżewa.
Natomiast w przypadku wynajęcia już w Kaliszu przewoźnika prywatnego („furmana”), kompozytor nie potrzebowałby załatwiać żadnych formalności (o zgodę na kurs starał się na pocztamcie przewoźnik i on wykupywał tam „cedułę furmańską”). „,Furmanem” — a więc koczem lub bryczką — kompozytor mógłby dojechać wprost do dworku Wiesiołowskich krótszym, bocznym traktem, wiodącym poprzez przejście graniczne w Szczypiornie, a następnie zbaczającym z traktu głównego do Biskupic (Ołobocznych) i dalej drogą wprost do Strzyżewa.
Zdecydowanie krótszy czas przejazdu, możliwość odbycia całej podróży jednym pojazdem (bez konieczności przesiadania się na inny), umowna cena (zwykle niższa od ekstrapocztowej) za przewóz bezpośrednio pod wskazany adres — to zachęcające przesłanki, które mogły zadecydować o wyborze dokonanym przez Fryderyka i tym samym o trasie jego podróży. A przy tym w Kaliszu istniała możliwość skorzystania z pomocy Flamma, który mógł wezwać „furmana” z pojazdem pod dom, w którym Fryderyk „wytchnął” i sprzed którego mógł rozpocząć ostatni etap wojażu.
Warto także wspomnieć, że wymienionym bocznym traktem przez Biskupice — z pominięciem Ostrowa — jechała latem 1826 roku do Strzyżewa z małżeństwem Skarbków siostra kompozytora, Ludwika Chopinówna.
Droga od Biskupic do Strzyżewa była piaszczysta. Należy wszakże wspomnieć, że — według relacji podróżników — trakt łączący Kalisz z Ostrowem był w owych czasach również nieutwardzony. Gdyby Chopin jechał wprost do Antonina, to musiałby przejeżdżać przez Ostrów. Ale udając się do Strzyżewa, kompozytor zapewne wybrał krótsza drogę przez Biskupice. W każdym razie, jeśli Fryderyk wyruszył z Kalisza po śniadaniu u Flammów, to najpóźniej we wczesnej porze poobiedniej - we czwartek 22 października - zawitał w dworku Wiesiołowskich."

Będąc we Wrocławiu, warto też odwiedzić Muzeum Poczty i Telekomunikacji przy ul. Krasińskiego. Cała jedna sala poświęcona jest rekwizytom związanym z podróżowaniem w dawniejszych czasach. Między innymi są tam dyliżanse i konne wozy pocztowe. Kto tam zajrzy - nie pożałuje.

Pozdrawiam - Ludwik

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

26 cze 2009, 06:40

Witam! W uzupełnieniu wątku podróży w przeszłości, podam ciekawostkę z pobytu Mickiewicza w Wielkopolsce w roku 1831 w trakcie zakonspirowanego przejazdu do Paryża.
We wsi Łukowo k/ Obornik Wlkp, w kościółku, w kruchcie znajduje się tablica upamiętniajaca spotkanie Adama z bratem Franciszkiem i uczestnictwo w pasterce w 1831 roku. Przybył tam z okolic Kościana,gdzie przebywał dłużej, do Objezierza.
Czytając tą tablicę, a był to rok 2001, zastanawiałam się już wtedy nad podróżowaniem w tamtych czasach.
Nie przypuszczałam, że lata później ogarnie mnie pasja wyłaniania moich Przodków z niebytu i szukania odpowiedzi na wiele pytań związanych z Ich życiem.
Bardzo wiele odpowiedzi uzyskałam na forum WTG, za co dzięki ogromne. Danuta

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

26 cze 2009, 12:29

Bardzo ładnie opisane są podróże końca XIX wieku w znanej wielu książce :" Marianna i róże". Polecam przeczytanie.
Wojtek

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

27 cze 2009, 17:29

Witam!
W uzupełnieniu informacji o pobycie Mickiewicza w Wielkopolsce.

Pozdrawiam - Ludwik


WIELKOPOLSKIE LATA FRANCISZKA MICKIEWICZA
Ziemia wielkopolska na przełomie lat 1831-32 była miejscem ostatniego pobytu Adama Mickiewicza na ziemi ojczystej. Natomiast niewielu wie, że jego najstarszy brat osiadł na stałe w Wielkopolsce i tam też spoczął po śmierci. Zanim jednak zajrzymy do miejsc, w których przez niemal 31 lat przebywał Franciszek Mickiewicz, warto przypomnieć kilka faktów z jego biografii przed przybyciem do Wielkopolski.

Franciszek Mickiewicz urodził się w 1796 roku i uczęszczał do szkół w Nowogródku. W wieku kilkunastu lat poważnie zachorował i „...wstał z łoża boleści z chorobą kości pacierzowej, która zmieniła pięknego chłopaka w garbatego młodziana...” Kiedy wybuchło powstanie listopadowe ułomność ta nie mogła go powstrzymać przed przystąpieniem do walki zbrojnej. Po zorganizowaniu własnego oddziału powstańczego, z wiosną 1831 roku włączył się do walk na ziemi nowogródzkiej, a później na Żmudzi. Warto w tym miejscu wspomnieć, iż jako oficer 25 pułku liniowego w trakcie działań partyzanckich towarzyszył ponoć Emilii Plater, kapitanowi 5 kompanii tego pułku. W pierwszych dniach czerwca 1831 roku Franciszek w jej towarzystwie zjawił się na balu u państwa Kowalskich w Roszajnach koło Kowna. 27 lipca 1831 roku oddział Franciszka M. połączył się z korpusem gen. Henryka Dembińskiego, a on sam przydzielony został do 13 pułku ułanów w randze podporucznika. Po wycofaniu się tego korpusu z Litwy, Franciszek Mickiewicz jako adiutant gen. Andrzeja Ruttié w dniach upadku powstania walczył na przedpolach Warszawy. 6 września został ranny w rejonie Saskiej Kępy, a za udział w powstaniu odznaczono go Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari. Z chwilą upadku powstania wraz z dwudziestotysięcznym korpusem gen. Macieja Rybińskiego wycofywał się do Prus przez Modlin, Płock i Brodnicę, a po przekroczeniu granicy został internowany przez Prusaków w okolicach Elbląga.

W tym czasie - w połowie sierpnia 1831 roku (ok. 13 VIII) - przybył do Wielkopolski brat Franciszka - Adam. Zamierzał przedostać się stąd do Królestwa objętego powstaniem, lecz wobec oczywistej już klęski zaniechał swych zamiarów i tak na kilka miesięcy zatrzymał się w gościnnej Wielkopolsce. Jak się miało później okazać, był to ostatni pobyt naszego Wieszcza na ziemiach polskich. Kiedy w drugiej połowie listopada 1831 roku przebywał w dobrach Ksawerego Bojanowskiego - Konarzewie pod Rawiczem, zaskoczyła Adama nieoczekiwana wiadomość, że wśród polskiego wojska internowanego w Prusach znajduje się jego rodzony, starszy brat Franciszek. Wiadomość tę przywiózł jeden z braci Pietkiewiczów (Ludwik lub Walerian) – powstaniec litewski – podążający na emigrację. Adam natychmiast wysłał z Wielkopolski list do majora Jana Korwin Piotrowskiego z prośbą, by rozpoczął poszukiwania brata. W tym samym czasie, jakby zrządzeniem Opatrzności, do rąk Franciszka Mickiewicza dotarł list następującej treści: „Kolego! Brat Twój jest w Wielkim Księstwie Poznańskim. Odbieram tę wiadomość od Bernatowicza – kapitana. Udaj się natychmiast do Elbląga, widz się z Bernatowiczem...” Ów Bernatowicz wiadomość o pobycie Wieszcza w Wielkopolsce otrzymał od jednego z przedstawicieli Komitetu Pomocy, działającego w Poznańskiem i w taki to sposób bracia Mickiewiczowie mogli nawiązać kontakt listowny.

W jednym z listów Adam pisał do brata: „...byłoby najlepiej, żebyś wprost do mnie udał się do Konarzewa pod Rawiczem. Jeślibyś jechał na Bydgoszcz...pytaj tam dworu Lubostroń pod Łabiszynem. Zajeżdżaj prosto, powiedz kto jesteś, a zapewne ci ułatwią dalszą drogę. W Lubostroniu znajdziesz przyjaciela mego, Stefana Garczyńskiego...” Z końcem listopada Adam Mickiewicz zwrócił się o pomoc w sprowadzeniu brata do Józefa Grabowskiego – dyrektora Ziemstwa Kredytowego w Poznaniu, stojącego także na czele wspomnianego już tajnego Komitetu Pomocy. To właśnie J. Grabowski zorganizował wyprawę po Franciszka Mickiewicza, zalecając przywiezienie go wprost do jego posiadłości, do Łukowa koło Obornik Wielkopolskich. Po latach Adam Grabowski – syn Józefa - tak opisał nawiązanie bezpośredniego kontaktu z bratem poety: „...W tym właśnie czasie komitet dam wielkopolskich, na którego czele stała pani Józefowa Grabowska i głośna z patriotyzmu i poświęcenia dla sprawy publicznej Emilia Sczaniecka, wysłał przez niejakiego Stanisława Kolanowskiego zasiłki pieniężne, szarpie i ubrania dla rozbitków listopadowego powstania, więc temu Kolanowskiemu polecił p. Grabowski zająć się wyszukaniem Franciszka Mickiewicza...”

23 grudnia 1831 roku przed dwór łukowski zajechał powóz, którym przyjechał Franciszek Mickiewicz wraz z towarzyszącym mu poetą Wincentym Polem oraz trzema innymi oficerami-powstańcami. Ich droga spod Elbląga wiodła przez Łasin, Grudziądz, Fordon, Łabiszyn, Lubostroń, Żnin, Rogoźno i Oborniki Wlkp. Fakt ten zapisał Józef Grabowski w swym „Kalendarzu familijnym” pod datą GRUDZIEŃ 23/1831: „Przybył do naszego domu przyjaciel nasz Franciszek Mickiewicz i zastał u nas bawiącego brata Adama”. Przez najbliższy tydzień bracia Mickiewiczowie mogli nacieszyć się sobą po latach rozstania. Następnego dnia, tj. 24 grudnia przypadały imieniny Wieszcza, no a wieczorem bracia Mickiewiczowie wraz z gospodarzami i przybyłymi gośćmi zasiedli do wigilijnej wieczerzy, po której podążyli na pasterkę w łukowskim kościółku drewnianym.

Z nadejściem Nowego Roku bracia chwilowo się rozstali, bowiem Adam wyjechał do Poznania. Tymczasem J. Grabowski postanowił zalegalizować pobyt Franciszka Mickiewicza przedkładając Naczelnemu Prezesowi Prowincji Eduardowi H. Flottwellowi prośbę o pozwolenie zatrzymania u siebie przybysza z Litwy. W dwa dni później nadeszła zgoda, a 20 stycznia 1832 roku Grabowski wraz z Franciszkiem zjawili się u landrata obornickiego, gdzie miał on uzasadnić swój przyjazd i chęć osiedlenia na stałe w Wielkopolsce. Brat Mickiewicza oświadczył, że w rodzinnych stronach na Litwie zna familię Zienkowiczów, która „...jest węzłem pokrewieństwa połączona z familią Grabowskich w tych stronach.” Było w tym zeznaniu nieco prawdy, bowiem ród Zienkowiczów spowinowacony był z macochą Józefa Grabowskiego.

Po wizycie w Obornikach Franciszek wrócił do Łukowa, skąd podążył do Choryni koło Kościana, w której niemal przez miesiąc wraz z bratem Adamem gościł w dworze Taczanowskich, rodziców przyszłego generała powstania styczniowego - Edmunda. 26 lutego opuścili gościnny dwór w Choryni i razem udali się do Poznania. Tu miało miejsce pożegnanie braci Mickiewiczów, lecz nie zdawali sobie sprawy, iż żegnają się po raz ostatni w życiu. Franciszek podążył do Łukowa, a jego brat Adam 5 marca 1832 roku opuścił ziemię wielkopolską udając się do Drezna...

Od tej chwili rozpoczęły się dla Franciszka Mickiewicza długie lata samotności, mimo że przebywał u jakże życzliwej mu rodziny Grabowskich. Jako rezydent łukowskiego dworu pomagał prowadzić gospodarstwo, pełniąc rolę rządcy. Uczestniczył w polowaniach, zjazdach okolicznej szlachty, jednak nostalgia za ziemią nowogródzką potęgowała się z dnia na dzień. W Łukowie – jak pisano – „oddychał przynajmniej powietrzem polskim, otoczony wieśniakami polskimi, do których przylgnął całym sercem, wzajem od nich kochany!..”

Przez lata utrzymywał korespondencję z braćmi – Adamem i Aleksandrem. W jednym z listów Adam pisał do brata: „Powinieneś tedy wiersze zawsze kropić, przynajmniej nie tak byś tęsknił do Litwy...”. Z kolei przyjaciel Adama – Antoni Edward Odyniec – radził Franciszkowi coś innego: „Myślę często, że dobrze byś zrobił, gdybyś mając czas wolny ponotował sobie różne realia o waszej familii i waszem dzieciństwie...”. Posłuchał i rozpoczął pisać pamiętnik, który, niestety, przerwał na latach napoleońskich. Tymczasem brat Aleksander – mieszkający wówczas w mająteczku pod Kobryniem (na wschód od Brześcia) – chciał, by Franciszek wrócił do stron rodzinnych, ...abyśmy choć ostatnie lata starości spędzili razem, gdy jestem po czterdziestu latach błąkania się po cudzych kątach, znów w swoim domu, nie w rodzicielskim wprawdzie, tak Bóg dopuścił... Warunkiem powrotu była amnestia cara Mikołaja I, lecz Franciszek wolał umrzeć, niż prosić o łaskę. W 1847 roku odwiedziła go w Łukowie córka Adama – dwunastoletnia Maria, przebywająca wówczas w gościnie u Konstancji Łubieńskiej, przyjaciółki Adama Mickiewicza. Niewiele też brakowało, by bracia spotkali się raz jeszcze, bowiem Adam Mickiewicz udając się w końcu lata 1855 roku do Konstantynopola miał zamiar wstąpić do Wielkopolski. Na przeszkodzie stanęły jednak formalności paszportowe. Natomiast śmierć Adama w dalekiej Turcji w listopadzie 1855 roku była dla Franciszka ogromnym ciosem.

Kiedy w roku 1858 dotarła do Franciszka wieść, że do znanego mu nieodległego Objezierza przyjeżdża jego krajan – poeta Władysław Syrokomla, natychmiast pośpieszył do rezydencji Heleny z Kwileckich i Wincentego Turnów, znanych mu od pamiętnej wigilii 1831 roku. Tematem rozmów Franciszka Mickiewicza z Syrokomlą były przede wszystkim ich strony rodzinne. ...Wieczorowe towarzystwo – zapisał wówczas przybysz z Wilna – powiększył p. Franciszek Mickiewicz, rodzony brat Wieszcza, zamieszkały od dawna w Poznańskiem [...] Wypytywał mię o strony nowogródzkie, o tameczne miejsca i ludzi. Niestety! nie poznałby dziś pewno tych stron i ludzi. On pytał mię o ojców, a ja ledwie o synach dać mogłem wiadomość...”

Rok 1859 w sposób znaczący zapisał się w życiu Franciszka Mickiewicza. W maju tegoż roku pośpieszył do Poznania, by spotkać się ze swym bratankiem a synem Adama – Władysławem Mickiewiczem. Wielkim przeżyciem dla niego był także udział w uroczystości odsłonięcia w Poznaniu w dniu 7 maja 1859 roku pierwszego na ziemiach polskich pomnika Adama Mickiewicza. Ale rok ten zaważył także na dalszych losach Franciszka, bowiem Grabowscy przenosząc się w Lubelskie, sprzedali Łukowo Niemcom. Franciszek Mickiewicz znalazł teraz schronienie u byłego towarzysza broni – Hilarego Baranowskiego, właściciela pobliskiego Rożnowa (4 km na północ od Łukowa). Tu, podobnie jak w Łukowie, cieszył się wielkim szacunkiem gospodarzy, zwłaszcza pani domu – Anieli Baranowskiej oraz licznych przyjaciół tej rodziny.

W roku 1860 odwiedził Franciszka w Rożnowie bratanek Władysław. Po powrocie z Wielkopolski Władysław Mickiewicz relacjonując spotkanie ze stryjem Franciszkiem powiedział: ...Nowogródek bardziej go interesował niż reszta świata!... Jednak od chwili śmierci brata Adama załamany psychicznie Franciszek podupadał na zdrowiu. Zachorował na gruźlicę, a gdy jego stan znacznie się pogorszył – jesienią 1862 roku z Paryża do Rożnowa przyjechał dwudziestoletni bratanek Aleksander, syn Adama. W liście wysłanym z Rożnowa do rodziny, datowanym na 10 października, tak pisał o umierającym stryju: „...Oczy szklane, chudy, blady, duszący się od kaszlu, z nogami opuchłemi...” Franciszek Mickiewicz czując zbliżającą się śmierć mówił do bratanka: „...Pomnij dziecko, żeś się urodził dla Polski... Modliłem się do Boga, aby mi pozwolił jeszcze przynajmniej zobaczyć wojnę o Polskę. Dziej się o wolo Boża, śmierć się zbliża. Błogosławię ci, żeś przybył zamknąć mi oczy! Noś godnie twe nazwisko...” Po wyrażeniu słów wdzięczności państwu Baranowskim, Franciszek rzekł do bratanka: „Każ zwłoki me pochować na Litwie obok moich rodziców, Tobie oddaję szablę moją, niech ci będzie silną i szczęśliwą!...”

Agonia Franciszka „zaczęła się o 10, a zmarł o 12 w nocy”. Był 13 listopada 1862 roku. W zachowanej relacji z pogrzebu czytamy: „Lud wiejski, ośmiu kmieci na zmianę zaniosło trumnę jego do kościoła. Stosownie do woli nieboszczyka murowany grób zalano betonem, wapnem z piaskiem, co nie podobało się wieśniakom. Na próżno Aleksander im tłumaczył, że umarłemu zależało na tem, aby trumna przechowała się w całości, aż do przewiezienia jej na Litwę, wyzwoloną od wroga...”

Franciszek Mickiewicz spoczął na cmentarzu przykościelnym osiemnastowiecznej świątyni pw. św. Katarzyny w Rożnowie. Pochowano go ponoć z garstką ziemi, którą rok przed śmiercią przywiozła mu z rodzinnej Litwy Helena z Kwileckich Turno z Objezierza. Mogiłę nakryto kamienną płytą, na której wyryto napis: „Tu spoczywa Franciszek Mickiewicz, herbu Poraj, ur. 1796, um. 13 listopada 1862 r. Prosi o westchnienie”. U wezgłowia wznosi się kamienny krzyż. Tuż po jego lewej stronie w dniu 14 grudnia 1998 roku odsłonięto tablicę z napisem: „Ś.P. Franciszek Mickiewicz. Brat najstarszy autora „Pana Tadeusza” – Adama Mickiewicza. Dowódca dziecięcego wojska polskiego w szkole nowogródzkiej O.O. Dominikanów. Bohater Powstania Listopadowego, ppor. 13 pułku ułanów. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari. – Rok Mickiewiczowski 1998”. W tym samym dniu rożnowskiej szkole podstawowej nadano imię Franciszka Mickiewicza. Obok jego portretu umieszczono w tym dniu napis: „Dobry syn, wzorowy uczeń, dzielny Polak - oto Patron naszej szkoły”.

Poza mogiłą nie znajdziemy dzisiaj żadnego trwałego śladu po Franciszku Mickiewiczu w Łukowie czy w pobliskim Rożnowie, a przecież spędził tu prawie 31 lat swego życia. Ponoć jeszcze przed rokiem 1939 w piwnicach łukowskiego pałacu, będącego wówczas w ręku „Niemczyska chudego na kształt deski” (K. Martiniego), można było zobaczyć stół i kamienną ławę, na których ponoć Franciszek Mickiewicz jadał w lecie śniadania w łukowskim parku. Obecnie w Łukowie zobaczyć można jedynie niszczejący pałac Martinich, przebudowany w 1877 roku z dawnego dworu Grabowskich oraz drewniany kościół pw. św. Michała Archanioła, do którego Franciszek - od pamiętnej pasterki 1831 roku – podążał co niedzielę na msze święte. Podobnie jest w Rożnowie, gdzie jedynie wiekowe drzewa w parku podworskim na skraju wsi pamiętają wolno przechadzającego się Franciszka Mickiewicza.

Pamięć o nim przetrwała w miejscowej legendzie. Jedna z nich mówi, że kiedy w rożnowskim dworze Baranowskich wybuchł pożar, Franciszek nie pozwalał niczego ratować z płomieni, bowiem w sekretnych schowkach ukrywał tajne akta i dokumenty, które mogły narazić zarówno jego jak i właścicieli dworu na nieprzyjemności ze strony władz pruskich. Przekazywana przez lata tradycja głosi, iż Franciszek był nauczycielem domowym w tutejszym dworze, zaś po śmierci jego duch często towarzyszył rożnowskiej dziedziczce w jej codziennych spacerach, podążając za nią na siwym rumaku. Podobno pani Aniela Baranowska dość często widywała zjawę przygarbionego Franciszka wśród tumanów wirującego piasku. A kiedy zjawa usłyszała wołanie - „Panie Franciszku!”, pędziła w kierunku Łukowa, w którym brat Wieszcza przeżył ponad 27 lat! Jest wreszcie legenda mówiąca, że niespokojny duch Franciszka wracał na rożnowski cmentarz przykościelny i łamał krzyż ustawiony przy jego mogile. Mówiono, że chciał w ten sposób przypomnieć, że jego dusza w zaświatach nadal czeka z utęsknieniem na wolność jego ziemi nowogródzkiej, by tam ostatecznie spoczęło jego ciało. Podobno w ostatnich minionych latach duch Franciszka Mickiewicza przestał się pojawiać. Czyżby dlatego, że w XX stuleciu jego rodzinna ziemia nowogródzka dwukrotnie odzyskiwała niepodległość, zabraną przez rosyjskiego ciemięzcę?

Jerzy Sobczak

[za - http://www.magwil.lt/archiwum/2005/wmw-8/sr-15.htm]

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

28 cze 2009, 09:07

Jakie to wspaniałe - temat rodzi temat. W rozważaniach o podróżach mej prababki, skromnej, nie zapisanej w historii Polki, pojawiły się nazwiska Wielkich Polaków.
Ludwiku - czytam z wypiekami na twarzy Twoje posty - na lekcjach historii i polskiego nie było mi dane poznać takich momentów z życiorysów Wielkich ludzi.


Ludwiku, w Łukowie,na Plebanii - jest Izba Pamięci Adama Mickiewicza, założona w 2001 roku . O Rożnowie i bracie Adama nie wiedziałam, nie znałam szczegółów. Muszę to sprawdzić i zobaczyć - świetna wycieczka będzie.

Pozdrawiam wszystkich
Danuta

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

28 cze 2009, 13:06

Witam !
Dwa lata temu dzięki WTG nawiązałem bardzo ciekawą znajomość z Krzysztofem Lipowiczem z Berlina, a dzisiaj traktujemy się jak kuzynowie. Krzysztof jest potomkiem jednego z oficerów towarzyszącym Franciszkowi Mickiewiczowi w 1831. Krzysztof zdołał ustalić na podstawie materiałów archiwalnych znajdujących się w Berlinie, że jego przodek musiał zmienić nazwisko na Lipowicz, bo takie były wymagania pruskich władz. Postąpiono tak prawdopodobnie, aby zatrzeć ślady dla szpiegów carskich. W czasie pożaru kiedy to Franciszek Mickiewicz nie zezwalał na jego gaszenie zniszczeniu uległy dokumenty zawierające prawdziwe personalia uciekinierów. Krzysztof ustalił wiele bardzo ciekawych dla mnie faktów, a moje wiadomości pozwoliły mu zrozumieć zdarzenia z historii jego rodziny. Opiekę nad całą rodziną Lipowicza roztoczył hrabia Hutten Czapski, którego administratorem majątku w Bogdanowie był później Lipowicz. Mój praprapradziad Kazimierz Dutkiewicz mieszkał w Smogulcu i był tam chyba bardzo ważną personą, ponieważ zachowała się ciekawa korespondencja obrazująca jego kontakty (listy od p. Baranowskiego Laury Hutten Czapskiej …), a każdy list kończy się podpisem uniżony/a sługa...... Możliwe, że ów Baranowski to Hilary, a list pochodzi z 1856 roku. Smogulec był własnością Hutten Czapskich, a Kazimierz był tam prawdopodobnie administratorem, ale nie wykluczone, że miał tam swój majątek. Zdołałem ustalić, że Kazimierz korespondował z hr Radolińską w sprawie finansów na pomoc dla rodzin powstańców. Wspomniana w tekście Emilia Sczaniecka swoje majętności oddała w administrowanie na ponad 30 lat w ręce Feliksa Wize (zięcia Kazimierza Dutkiewicza ze Smogulca). W latach kiedy żył Franciszek Mickiewicz rodziny Lipowiczów i Dutkiewiczów mieszkały w bezpośrednim sąsiedztwie jego siedziby (kilka kilometrów). Syn Kazimierza Dutkiewicza – Jan Józef był artystą malarzem, a w swoich wspomnieniach opisał kiedy to w Paryżu stał blisko Adama Mickiewicza na uroczystości listopadowej w kościele Św. Magdaleny. Te powiązania to przypadek?

Pozdrawiam Piotr Dutkiewicz

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

30 cze 2009, 19:47

ciekawe tablice
Fotka wykonana 23.05.2009 na spotkaniu WTG Gniazdo w Lusowo/Poznań


Co zawierają tablice nagrobkowe zobaczcie miejsca urodznia tam pochowanych osób.
Ci ludzie i ich rodzina ? też wykonal swoją podróż życia.
Zwłaszcza z Wołynia pod Poznań, czy obejmowali funkcje administracyjne, nowe majątki ,uciekali?
....Wołyn i lubelskie ...

Obrazek

Obrazek

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

30 cze 2009, 21:35

Leszku alez masz oko. Swietne znaleziska. Oto co jest w internecie o Narcyzie Olizar: http://pl.wikipedia.org/wiki/Narcyz_Olizar

A tutaj sa jego pamietniki. Pewnie tez opis podrozy do Wlkp:
http://books.google.com/books?id=8o0PAA ... t&resnum=6

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

08 paź 2011, 20:32

Słowianin napisał(a):Piękny temat, podróże!

Wywołując go, nasza sympatyczka WTG, spowodowała, iż zaniechałem prace około biogramu doktora Antoniego Gościńskiego, przedwojennego dyrektora Szpitala Powiatowego w Strzelnie, na rzecz podróży z przeszłości. Otóż w mojej rodzinie podróże uprawiane były na co dzień. Dziadek Marcin sprowadził się do Strzelna w 1903 r. z Głuchowa parafia Komorniki – cyrka 130km. Tu poślubił babcię i osiedlił się. Najbliższą rodzinę, która mieszkała w Witkowie, 35km, odwiedzał w okresie zaborów powózką teścia, którą pamiętam gdyż stała u wujka Franciszka Jagodzińskiego w Łąkiem i była jeszcze na chodzie w latach 60-tych XX w. Do swoich rodziców, do Głuchowa, z rzadka wybierał się, i jak już, to udawał się w podróż dyliżansem pocztowym. W okresie międzywojennym Jeździł tam koleją, natomiast do Witkowa, wraz z synami, w tym z mym ojcem, rowerami. Wujek Leon, najstarszy brat ojca, po 45 r. w podobny, rowerowy sposób docierał do Witkowa, wioząc w specjalnym koszyku na kierownicy mego kuzyna Jacka. Nadto w międzywojniu, w interesach, ojczulek jeździł koleją, autobusami i dorożkami [TAX].

Podobne odległości dzieliły mego dziadka po kądzieli, Władysława Woźnego, młynarza. Pochodził on z Grodziska Wlkp., gdzie poza rodzicami mieszkała siostra i liczne kuzynostwo z wujkami. O jego podróżach służbowych, z kamieniami młyńskimi do Poznania, pisałem przy okazji uciekających lwów. Natomiast do rodziny dojeżdżał wygodnie z samego Kwieciszewa pociągiem z przesiadkami. Młyn Kawka znajdował się w odległości ok. 2km od dworca i kiedy przyjeżdżała, raz w roku w odwiedziny, jego teściowa, a moja prababcia Frau Anna Martins z Meklemburga, to tak wielką odległość pokonywała koleją. Na dworcu w Kwieciszewie oczekiwała za nią bryczka specjalnie wysyłana z młyna. Kiedy przejeżdżała przez wieś, dzieciarnia wiedziała kto przyjechał i biegła za gościem z wrzaskiem: „Nimra, staro Nimra”. Ta nie znająca ni słowa po Polsku, uznawała te okrzyki za powitanie i rozdawała dzieciarni słodycze, ostro upominając kuciera, by nie trzaskał na dzieci biczem.

Najwięcej przygód podróżniczych przeżył dziadek Władysław, za kawalera, służąc w armii pruskiej. Jego jednostka stacjonowała w Frankfurcie nad Odrą. Kiedy wybuchła wojna światowa walczył pod Verdun. Tam został ranny w rękę i wzięty do niewoli. Jako Polak cieszył się pewną swobodą, ale był przerzucany przez Francuzów kilkakrotnie z miejsca do miejsca, ostatecznie wylądował, jako jeniec w Maroku. Stamtąd powrócił dopiero w czasie wojny 1920 r. na wielbłądach, statkami, koleją, wozami i powózkami wszelkiego rodzaju, śląc po drodze konie remontowe z niemieckich majątków do młodej armii polskiej. Za ten czyn został w 1939 r. aresztowany przez Niemców i w wagonie bydlęcym przetransportowany z obozu przejściowego w Szczeglinie koło Mogilna do Dachau i tam zamordowany. Jego wojenne, z lat 1914-1919, podróże dokumentuje kilkadziesiąt zdjęć zachowanych w zbiorach rodzinnych.

I ojciec odbył najpodlejszą z podłych podróży. Aresztowany 4 maja 1940 r. został przetransportowany samochodem ciężarowym do obozu przejściowego w Szczeglinie. Stamtąd, w wagonie bydlęcym, przetransportowany do Dachau w Bawarii, a po pięciu miesiącach do Gusen w Austrii. Przesiedział do 5 maja 1945 r.

Jak zwykle piszę zbyt dużo odbiegając od tematu. W połowie XIX w. podróżowano dyliżansami. Trasa z Poznania do Wrocławia pokonywana była w przeciągu doby, do Szczecina jechano dwie doby, do Berlina półtorej doby. Generalnie istniały połączenia pomiędzy wszystkimi miastami i przesiadając się z dyliżansu do dyliżansu można było dojechać niemalże wszędzie. W sierpniu 1848 r. Poznań otrzymał pierwsze połączenie kolejowe do Stargardu – Szczecina. Pierwsze pociągi pokonywały ten dystans w 7 godz. i 5 min. Odrębną kwestię stanowił konny transport ciężarowy. Odbywał się on regularnie i to na znaczne odległości. Co ciekawe już w 1894 r. istniał w Poznaniu salon automobilowy Stanisława Brzeskiego przy ul. Ludwiki, obecnej ul. Chudoby. Oferowano w nim auta firm: Opel, Adler, Fiat, Brasiew, Minerwa. Ale generalnie: powózki, bryczki, dorożki i fiakry, to główne środki lokomocji. Również konno wierzchem. Przeprowadzki nastręczały problem ludziom zamożnym, gdyż trzeba było mieć kilka lub nawet kilkanaście najętych wozów konnych. Uboższy posiadający pokój i kuchnię spakował się na jeden wóz. Podróżowano również wodą. Żegluga była w XIX w. bardzo rozwinięta, podobnie jak w I połowie XX w.

W tym i wielu innych tematach proponuję przeczytać książkę Marii i Lecha Trzeciakowskich „W dziewiętnastowiecznym Poznaniu”, Poznań 1982.

Idzie czas urlopowy, chajda na koń!!!

Słowianin

Witam Slowianinie. Opisujesz najpodlejsza z podlych podrozy swojego ojca i wyobraz sobie ze prawdopodobnie podrozowal z moim. , Aleksandrem Rzymyszkiewiczem aresztowanym we Witkowie 4.05.1940 ,przewiezionym do Szczyglina a potem do Dachau dnia 9.05.1940 nr obozowy9584 ,na liscie ktora posiadam znalazlam Przybylskiego Edmunda z nr obozowym 9579 ,moze nie tylko razem podrozowali ale byli tez krolikami doswiadczlnymi w obozie.prosze odpisz Krystyna Maria

Re: jak ludzie podróżowali w XIX wieku?

09 paź 2012, 07:56

Mój pradziadek Stanisław Ledziński również był w 1940 roku aresztowany, następnie był w Szczeglinie, gdzie przewieziony został do Dachau, po paru miesiącach przewieźli do to Mauthausen Gusen. Został zwolniony w 1942 roku. Pomogła mu w tym żona. Pisali w listach tajnym szyfrem gdzie mojego pradziadka nazywali Apoliną, aby moja prababcia odszukała Niemca, którego, gdy wybuchła wojna, mój pradziadek schował na miesiąc, aby Polacy z okolicznych wiosek go nie zabili.

Niemiec poświadczył, pradziadek wyszedł z obozu, ale już tak wycieńczony, że podobno na 180cm wzrostu ważył 49 kg, a nogi miał wielkości balonów. Niestety nie długo pożył, bo 1,5 roku obozu zrobiło swoje...
Odpowiedz