Wymiana doświadczeń pomiędzy genealogami, dyskusje ogólne na tematy genealogiczne i historyczne, dane dotyczące parafii, archiwów, ciekawych stron, itd
W drzewie genealogicznym mojej żony mam dość zakręconą i zagadkową historię. Oto "timeline" wydarzeń:
w 1850 r. w parafii świętomarcińskiej biorą ślub Franciszek Szymański i Katarzyna Garolińska, oboje z Półwsi;
w 1851 r. w tejże Półwsi rodzi im się jedyne dziecko - Julianna (tu Katarzyna jest błędnie zapisana jako Franciszka);
Julianna Szymańska umiera jednak w 1856 r., choć jako miejsce zamieszkania ksiądz zapisał Rybaki; co ważne - zgon zgłosił ojciec, a więc wtedy jest żyw jeszcze;
Do tej pory byliśmy cały czas w kościele św. Marcina. Ale tu zaczyna się robić interesująco:
w 1857 r., równo 11 miesięcy i 1 dzień po śmierci Julianny, Katarzyna wydaje na świat Józefa; dziecko rodzi się na Chwaliszewie (a więc parafia św. Małgorzaty), oznaczone jest jako "illegitimus", a w tabelce wpisano wyłącznie matkę z jej panieńskim nazwiskiem
co ciekawe, pomiędzy styczniem 1856 a styczniem 1857 ani w parafii św. Marcina, ani św. Małgorzaty nie odnalazłem zgonu Franciszka Szymańskiego;
w 1859 r. Katarzyna (zapisana jako wdowa Szymańska!) z Zagórza bierze ślub z Juliuszem Sommerem, z tegoż Zagórza, w parafii św. Małgorzaty;
w indeksie urodzin parafii św. Małgorzaty w 1857 r. Józef zapisany jest jako Sommer, a nie Garoliński! To nazwisko nosi zresztą do końca życia i przekazuje swoim potomkom.
Zastanawiam się, co tam się mogło wydarzyć. Czy rzeczywiście Franciszek umarł? Czyim dzieckiem był Józef? Tyle pytań...