Tak, generalnie chyba (bo ja też dopiero zaczynam, tyle, że już któryś raz, bo jakoś tak to u mnie zrywami wychodzi) idzie się w górę po nazwisku najwyżej jak się da, żony dopisując tylko z grzeczności, a rodzeństwo tej głównej linii męskiej dla porządku. Tych odnóg czyli żon i rodzeństwa już się nie rozgałęzia, tzn. nie dodaje się ich dzieci ani rodziców - oni tworzą osobne drzewa. I w ten sposób wychodzi ładne, typowe, drzewko. To w teorii. Bo w praktyce, co się złapie to zaraz się oznacza, bo szkoda pracy,bo może się przydać i, zwłaszcza na początku, zwyczajnie człowiekowi żal
I wychodzą z tego "lasy genealogiczne"
Ale tłumacze sobie, ze przecież jestem hobbystką, a nie naukowcem i szukam rodziny, a nie linii dynastycznej
Ale im bardziej rozbudowujesz linie poziome, tym gorzej drzewo wygląda czysto wizualnie. Ładne to to jest jak się ma przynajmniej 4-5 pokoleń...