Ciekawe historie, ciekawe miejsca, biografie ciekawych osób związanych z Wielkopolską, historie rodzinne, artykuły o genealogii.
Odpowiedz

Zagadka: uciekający lew

27 maja 2009, 20:03

Witam wszystkich,

Moja nieżyjąca już babcia zwykła opowiadać historię o lwie, który uciekł z ogrodu zoologicznego i odgryzł rękę kasjerce. Działo się to prawdopodobnie około I WŚ, może przed, może po. Nikt w rodzinie nie pamięta co to za historia. Niestety, szczegółów nie pamiętam - choć pewnie kasjerka chciała od biednego lwa bilet i dlatego to wszystko...

Na osobę, która wie coś na ten temat lub wyszuka coś w internecie, czeka nagroda - czekolada ;)

Re: Zagadka: uciekający lew

27 maja 2009, 21:03

Hm.... Teraz puma ponoć grasuje. Ostatnio widziana w okolicach Gniezna:)
Wojtek
p.s. a ta czekolada wirtualna czy real?

Re: Zagadka: uciekający lew

27 maja 2009, 21:47

Czekolada prawdziwa, ale dla zwycięzcy. Do odebrania osobistego (na spotkaniu WTG), albo korespondencyjnie.

Re: Zagadka: uciekający lew

28 maja 2009, 10:30

Chciałbym choć kosteczkę z tej czekolady

Właśnie przechodzę rekonwalescencję po pewnej dolegliwości kończyn dolnych i mam możliwość dopołudniowego „popracowania”. Spodobał mi się ten temat o tych lwach, co kasjerce kończynę górną skróciły.

O lwach to uzbierałoby się wiele anegdot i opowieści, a trzy z nich chcę przybliżyć i zachęcić innych do poszukiwań w temacie "Przygód z lwami".

Pierwsza opowieść. Mój dziadek, Władysław, przed wojną często bywał w Poznaniu w interesach, jak to wówczas mawiano. Udawał się bryczką z młyna Kawka, koło Kwieciszewa, a za nim ciągnął wóz z kamieniami młyńskimi do nalania i naostrzenia (nakłucia). Po drodze zabierał kolegę młynarza z Wylatowa, który jak się po latach okazało był dziadkiem mojej pierwszej, śp. małżonki. Wówczas też dołączał drugi wóz z podobnymi kamieniami młyńskimi z młyna w Wylatowie, którym to kierował dziadek mojej żony. Wyprawy poznańskie trwały tydzień, a kumple młynarze w międzyczasie załatwiali rozliczne „interesy”. Kiedy wracali, oboje barwnie opowiadali swoim dzieciom o lwach w poznańskim ZOO. Zapewne czynili to, zabezpieczając się przed babcią, by zatrzeć wspomnienie o kacu. A że tak było, dowiedziałem się od babci mej małżonki, która w połowie lat 70-tych opowiadała mi również o wspólnych wyprawach dziadków do Poznania i leczeniu kaca przed powrotem w poznańskim ZOO, vis a vis klatki z lwami.

Dziadek kilkakrotnie zorganizował swoim pociechom, tj. mojej mamie, jej siostrze i bratu, wycieczki koleją do Poznania „na lwy”. Z tamtych czasów pozostały stare zdjęcia, a w pamięci opowieści mej mamy z tych wypraw. Identyczne zdjęcia znalazłem u teściowej. Widocznie ten sam fotograf je robił. Te poznańskie wypady stały się tradycją rodzinną, bo mój ojciec zabrał mnie wraz z braćmi do tegoż ZOO (starego), jak i później ja swoje dzieci. Doczekałem, że dziś córa proponuje mi: -Tato jak przyjedziesz w odwiedziny, to zabiorę cię do ZOO! Wybacz, ale to już taka tradycja rodzinna. - I śmieje się z ojczulka.

Inna lwia opowieść, też z międzywojnia, tyczy się mego ojca. Był on kupcem zbożowym pracującym w „Domu Zbożowym Smoniewski & Hanasz”. Jednej wiosny udał się do majętności Kuśnierz by tam u dziedzica Władysława Izydora Pętkowskiego dobić targu kupna zboża z całej majętności na tzw. pniu. Wcześniej zaanonsował się telefonicznie, ponieważ wiedział, że właściciel Kuśnierza słynie z kontrowersyjnych upodobań. Kiedy już otaksowano poszczególne pola i finalizowano kontrakt, nagle w drzwiach tarasu ogrodowego ukazała się ogromna bestia. Był to lew, kocisko już stare i o dość łagodnym usposobieniu. Kiedy zwierzę zbliżyło się do biurka, ojciec struchlał z wrażenia. Widząc wyraz twarzy ojczulka, dziedzic spokojnym głosem oznajmił: - Panie Ignacy bez obaw. Bonifacy właśnie jest po obiedzie i nic panu nie zrobi. Gorzej, gdyby pana zobaczył z rana.

Otóż dziedzic Pętkowski słynął w okolicy ze swoich dziwnych upodobań. Posiadał okazałą menażerię, w tym: onego lwa, antylopy, małpy, pawie i inne egzotyczne ptaszyska. Wszystko to przywoził ze swoich afrykańskich safari. Ojciec opowiadał, że pan Władysław, po to sprzedawał zboże na pniu, by już z wiosny otrzymać zapłatę za przyszłe zbiory, szybko spakować się i udać na kolejną egzotyczną wyprawę. Kiedy już później zbierałem materiały do opracowania: „Ziemiaństwo pow. strzeleńskiego”, nad którym do dzisiaj pracuję, dowiedziałem się od byłych pracowników majętności, a szczególnie od wnuczki pani Maryni – pokojówki w kuśnierskim dworze, że pan Władysław był złym płatnikiem wobec swoich pracowników. Gro jego dochodów pożerały egzotyczne wyprawy, a lwa trzymał po to, by ten odstraszał roszczących swe prawa do pensji robotników. Mówiono: - Bo kto podejdzie do spacerującego pana, lub do niego się odezwie, gdy ten nie rozstawał się na krok z „bestyją”. Gdy tak się przechadzał wszyscy kryli się w najdalszych folwarcznych zakamarkach. Jedyne, co im pozostawało, to kraść, czym pan za bardzo się nie przejmował, gdyż okradali pola z już sprzedanego zboża. To spowodowało, że ojciec z tą majętnością zawarł tylko trzy umowy.

I kolejna opowieść. Tym razem tyczy się znakomitej postaci i tragicznych okoliczności. Rzecz działa się w 1942 r. Otóż 26 lub 28 lipca 1941 r. został aresztowany Adolf hr. Bniński, były wojewoda poznański, prezes Polskiej Akcji Katolickiej, Główny Delegat Rządu Rzeczypospolitej Polskiej na ziemie zachodnie wcielone do Rzeszy, z siedzibą w Poznaniu. Wówczas to, osadzony został w Forcie VII. W dniu 8 lipca 1942 r. Niemcy wywieźli Adolfa Bnińskiego, wraz z innymi więźniami, do lasu w okolicach Stęszewa i tam zamordowali. Wiele sprzecznych i wątpliwych informacji możemy znaleźć po dzień dzisiejszy o okolicznościach śmierci hrabiego: a to, że został wywieziony do Berlina i tam ścięty gilotyną, inna, że został rozerwany przez lwy w poznańskim ZOO, (...). Zbigniew Mieczkowski, ziemianin z londyńskiej emigracji twierdzi, że: „Senator Adolf Bniński, były wojewoda poznański, po długich torturach, zginął jak pierwsi chrześcijanie – wrzucono go do klatki lwów w ZOO”. Inni dodają do tego, że miało to miejsce w berlińskim ZOO. Zapewne ta legenda, o śmierci Hrabiego, powstała w kręgach londyńskiej emigracji, dla bliżej niesprecyzowanych celów. Może dla podniesienia ducha. Może dla wywołania fali nienawiści - która i tak tkwiła w narodzie - wobec okupanta. Ale to kolejna i zapewne nie ostatnia opowieść o lwach z poznańskiego ZOO i prywatnych hodowli…

Mam nadzieję, że tymi opowieściami nie popełniłem jakiegokolwiek wykroczenia przeciwko bliskim i dalekim…

Słowianin, a reszta w profilu!

Re: Zagadka: uciekający lew

28 maja 2009, 10:48

Ja znam podobną historię tylko z niedźwiedziem w roli głównej. Rzeczywiście kasjerka ucierpiała ratując dziecko -niedźwiedź rozszarpal jej rękę!Pisał o tym prof. Zakrzewski w swoich wspomnieniach "Ulicami mojego Poznania". Inna historia (bodajże z lat 70-tych XXw) zwiazana jest natomiast z czarną panterą, której szukały jednostki wojska i milicji a ona spokojnie siedziała sobie na dachu i przyglądała się pracy dekarza, który naprawiał jeden z pawilonów ogrodu. Dekarz oczywiście nie wiedział, że ma towarzystwo.....:)))

Re: Zagadka: uciekający lew

31 maja 2009, 12:25

Szukam dalej

Ta ucieczka lwa z poznańskiego ZOO pochłonęła mnie całkowicie. Przewertowałem kilka książek i przewodników po Poznaniu. Ponownie przeczytałem "W dziewiętnastowiecznym Poznaniu" Marii i Lecha Trzeciakowskich - bite 495 stron. Fragmenty "Przechadzek po mieście" Marcelego Motty-ego. Nie znalazłem! Wysłałem kilka listów do rodziny znającej XIX i XX wieczny folklor poznański - czekam za odpowiedzią.

Namówiony przez żonę by poszperać w internecie - również bez rezultatu. Jedynie trafiłem na rzeczoną czarną panterę i jej ucieczkę w granicach ogrodu pod koniec lat 60-tych XX w.:

http://miasta.gazeta.pl/poznan/1,36024,2147068.html

Słowianin

Re: Zagadka: uciekający lew

31 maja 2009, 13:05

W historii poznanskiego ZOO nie było ucieczki lwa. Juz o tym wspominałam, że bardzo podobny przypadek miał miejsce ale był to niedźwiedź! Tak o tym pisze prof. Zakrzewski: "Pewnego razu niedźwiedź zdołał wyjść z klatki i podszedł skrycie do bawiącego sie w pobliżu dziecka. Widząc to kasjerka czym prędzej podbiegła i osłoniła brzdąca, a zwierzę uderzyło ją swą potężną łapą i rozszarpało jej ramię".
Co ciekawe autor opisuje również inny przypadek "ktoś ze zwiedzających usiłował poczęstowac lwicę.....monopolówką. Bestia machnęła groźnie łapą i wciągnęła butelkę do klatki wraz z postrzępionym rękawem niefortunnego ofiarodawcy".
Oba przypadki miały miejsce w międzywojniu i z pewnością przekazywane z ust do ust zamieniły się w historię, którą opowiadała babcia Macieja:)))


pozdrawiam:)))

Re: Zagadka: uciekający lew

01 cze 2009, 09:49

Wojtku, widzę, że spasowałeś, a temat się rozkręca.
Z powyższych wpisów (Beaty i Mariana) widać, że z poznańskiego zoo uciekało już wszystko oprócz lwa.

Tak naprawdę nie mam pewności, że babcia opowiadała o zoo w Poznaniu, jednak to najbardziej prawdopodobne. W innych miastach, w których mieszkała nie było zoologów.
Co przychodzi mi jeszcze na myśl, to, że jeśli historia zdarzyła się np. w czasie I WŚ lub przed nią, to mogłoby to być np. w Berlinie. Ja zapamiętałem jednak wersję z Poznaniem.

Historia z niedźwiedziem wydaje mi się dziwnie znajoma, tyle że na pewno chodziło o lwa. Cóż, niby trudno pomylić lwa z misiem, ale jeśli opowieść krąży na zasadzie głuchego telefonu, wszystko jest możliwe.

Zrobiłem jeszcze mały wywiad w rodzinie, ale nikt nic nie pamięta. Szukajmy dalej...

Re: Zagadka: uciekający lew

01 cze 2009, 16:21

Czy to nie jest opowieść na zasadzie dowcipu o mężczyźnie, który ukradł samochód? Okazało się, że nie samochód, a rower, i nie on ukradł, a jemu ukradli :D

Re: Zagadka: uciekający lew

02 cze 2009, 10:13

i ta mężczyzna była kobietą :D

Re: Zagadka: uciekający lew

02 cze 2009, 11:05

wyjaśnijmy jedno: czy ten lew był kobietą?

Re: Zagadka: uciekający lew

02 cze 2009, 12:29

Oczywiście! Bo to zła kobieta była! Ta lwica! i na dodatek "trunkowa" :lol:

Re: Zagadka: uciekający lew

18 cze 2009, 09:41

Hej,

Choć historia nie znalazła szczęśliwego zakończenia, to z całą pewnością na czekoladową nagrodę zasłużył Słowianin, znany tu i ówdzie amator doskonałych koźmińskich mini-pączków oraz Beata, która wniosła swój wkład w rozwiązywanie zagadki. Czekolady zostaną przekazane przy najbliższej nadarzającej się okazji, nie będzie mnie jednak w Pobiedziskach, więc musicie uzbroić się w cierpliwość.

Nasz szacowny prezes Wojtek musi natomiast obejść się smakiem, bo za wzmiankę o grasującej pumie nie przyznano ani nagrody ani wyróżnienia.

Re: Zagadka: uciekający lew

19 cze 2009, 19:30

A ja Macieju stawiam kawę i własnoręcznie upieczony placek za przeprowadzenie małego szkolenia dotyczącego Genopro:) Gdzieś już o tym była mowa i okazało się, że ja też mam małe kłopoty....:(
A czekoladą dzielę się ze wszystkimi -wirtualnie niestety......

pozdrawiam:)

Re: Zagadka: uciekający lew

19 cze 2009, 22:55

mac napisał(a):Witam wszystkich,Moja nieżyjąca już babcia zwykła opowiadać historię o lwie, który uciekł z ogrodu zoologicznego i odgryzł rękę kasjerce. Działo się to prawdopodobnie około I WŚ, może przed, może po. Nikt w rodzinie nie pamięta co to za historia. Niestety, szczegółów nie pamiętam - choć pewnie kasjerka chciała od biednego lwa bilet i dlatego to wszystko...Na osobę, która wie coś na ten temat lub wyszuka coś w internecie, czeka nagroda - czekolada ;)

A moze to ta lwica, ktora miala na swojej posiadlosci jedna poznanska rodzina. Przyprawialo to niejednego w oslupienie i dawalo juz nie smak co cala garsc emocji kazdemu kto przekraczal brame. Lwica byla ponoc bardzo towarzyska i przyjazna. :shock:

Re: Zagadka: uciekający lew

28 paź 2010, 09:26

BeciaQ napisał(a):A ja Macieju stawiam kawę i własnoręcznie upieczony placek za przeprowadzenie małego szkolenia dotyczącego Genopro:) Gdzieś już o tym była mowa i okazało się, że ja też mam małe kłopoty....:(
A czekoladą dzielę się ze wszystkimi -wirtualnie niestety......


Beato, czas wywiązać się z obietnic. Ja stawiam czekoladę, a Ty pieczesz placek... ;)

Chyba że ktoś jeszcze zna rozwiązanie zagadki uciekającego lwa?

Re: Zagadka: uciekający lew

28 paź 2010, 09:50

mac napisał(a):
BeciaQ napisał(a):A ja Macieju stawiam kawę i własnoręcznie upieczony placek za przeprowadzenie małego szkolenia dotyczącego Genopro:) Gdzieś już o tym była mowa i okazało się, że ja też mam małe kłopoty....:(
A czekoladą dzielę się ze wszystkimi -wirtualnie niestety......


Beato, czas wywiązać się z obietnic. Ja stawiam czekoladę, a Ty pieczesz placek... ;)

Chyba że ktoś jeszcze zna rozwiązanie zagadki uciekającego lwa?



Ale mnie złapałeś!!!!:)))
Zupełnie o tym zapomniałam! Mogłeś przypomnieć przed szkoleniem!
Na następne spotkanie z przyjemnością upiekę. Od razu wykluczam rocznicowe bo taka ilość niestety nie wchodzi w grę:(
(pewnie z dziesięć blaszek?)

pozdrawiam:)))

Re: Zagadka: uciekający lew

28 paź 2010, 10:03

Upiecz Beata, upiecz!
Podzielimy na 100 kawałków tak jak słynną szarlotke Bayerki na spotkaniach Genpolu:)
Wojtek

Re: Zagadka: uciekający lew

30 kwi 2012, 14:40

Po prawie trzech latach od ” ucieczki lwa" na forum WTG – odnalzłam dowody przestępstwa popełnionego na kasjerce poznanskiego ZOO przez (a jednak!) niedżwiedzia .
Żródło: trzy poznańskie gazety z dnia 12 stycznia 1918r.(dostepne w WBC): „Dziennik Poznański” nr10 na str.2, „Kurier Poznanski”nr10 na str.3, „Goniec Wielkopolski”nr10 na str.2.

Pozdrawiam. Jolanta Fontowicz

Re: Zagadka: uciekający lew

30 kwi 2012, 21:23

Jolanto,
Dzięki za potwierdzenie informacji Beaty. Jesteś niesamowita, jeśli chodzi o przeglądanie starych gazet i raczenie nas interesującymi wypisami.
W tym przypadku wszystko się potwierdza, oprócz lwa, ale widocznie - jak pisałem wcześniej - lata powtarzania opowieści zmieniły niedźwiedzia w lwa. Poza tym wszystko się zgadza - nawet kasjerka. Moja babcia miała wtedy 6 lat.

Dla ułatwienia podaję linki:
Kurier: http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmeta ... 03CD6C-104
Goniec: http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmeta ... 03CD6C-126
Dziennik: http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publica ... 1263&tab=3

W każdym razie uznaję legendę za rozwiązaną. Pogromcy mitów działają!

Re: Zagadka: uciekający lew

20 lis 2012, 22:08

Ostatnio rozwinąłem temat lwów - oczywiście tych przedwojennych - i moja opowieść wywołała małą sensację.

Temat zamieściłem na moim blogu, zaś Wirtualna Polska umieściła jego zwiastun na stronie głównej portalu i ku memu zaskoczeniu w ciągu godziny odwiedziło "mnie" kilkadziesiąt tysięcy czytelników: http://strzelno3.bloog.pl/id,332377220, ... .html#form

Mało tego lokalny dziennik poprosił mnie o zamieszczenie tekstu również na swoich łamach: http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/ar ... /121119666

Maćku,
co się działo? kilkadziesiąt telefonów i kilkaset e-maili... Tłok tak wielki, że wypadałoby zarobkując pisać same sensacje... A ja wolę po prostu spokój i GENEALOGIĘ!!!

Pozdrawiam Marian Przybylski

Re: Zagadka: uciekający lew

02 gru 2012, 23:09

W WBC „Postęp” nr10 z dn.12-01-1918, na str.2 – można przeczytać kolejną mrożącą krew w żyłach relację z wypadku w poznańskim zoologu - potwierdzającą atak niedżwiedzia.
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=242304&from=latest

Pozdrawiam. Jolanta Fontowicz

Re: Zagadka: uciekający lew

06 gru 2012, 21:12

Wybieg z misiem w poznańskim zologu w 1929r.
Misiek wygląda na agresywnego [może to nasz bohater?].


Obrazek
Foto z moich zbiorów.
Odpowiedz