Genowefa napisał(a):A czy wobec tego jet w ogóle taka miejscowość Konigsberg?
Bożenko.
Czy istnieje niemiecka nazwa miejscowości Konigsberg, niestety nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć.
We wszystkich wykazach miejscowości jakie posiadam sprawdziłam, i takowa nie występuje.
Są podobne:
Königs/adel – Dębłowo król. w pow. gnieźnieńskim
Königs/brunn – Stodolsko w pow. strzelińskim
Königs/dorf – Bonkowo w pow. wyrzyskim.
Niemiecko brzmiącą nazwę
Königshof oprócz
Targowej Górki, miała jeszcze miejscowość
Sędzia koło Buku.
juros napisał(a):O ile pamiętam jego rodzina znalazła się w Stefanowie niedaleko Cycowa,(obecnie pow. Łęczna). Czy Twoi tam również przebywali? Ciekaw jestem tych zdjęć, których nie ma na forum a tyle o nich napisano.
Jurku.
Cieszę się z zainteresowania tym tematem. Zapewne jest wielu Forowiczów, dla których tak szczegółowy opis „czyśćca” w Łodzi, jest poszerzeniem wiedzy o losie swoich bliskich w okresie II wojny światowej.
Targową Górkę od Dominowa dzieli 5 km.
Garsztkowie i Plucińscy na wygnaniu mieszkali od siebie około 45 km.
Plucińscy jechali do stacji Trawnik za Lublinem, i osadzono ich we wsi Stefanów.
Garsztkowie zostali wysadzeni wcześniej, w Lublinie. Tam trzymano ich jeszcze trzy dni. Mieszkali w barakach, a warunki były trochę lepsze niż w Łodzi. Spali na piętrowych pryczach, co było luksusem w porównaniu do łódzkiego zawszawionego barłogu. Ciocia opowiadała, że ogólnie było tam lepiej. Po trzech dniach przetransportowano ich pociągiem do Lubartowa, no i dalej wozami konnymi do Wólki Mieczysławskiej. Było to dnia 07 października 1940 r. Po dotarciu na miejsce Prababcia już nie wstała z łóżka. Zmarła tydzień później, dnia 14 października.
W Wólce Mieczysławskiej osadzono ich na 8 ha. gospodarstwie, które po śmierci brata w 1942 r., dalej do końca wojny prowadziła Babcia z bratanicą. Pracowały bardzo ciężko, oszczędzając każdy grosik, w nadziei, że nadejdzie kiedyś taki dzień, iż powrócą do swego domu i do swoich.
I nadszedł. Za duże pieniądze, (które One miały), organizowano powroty. Pięć rodzin złożyło się na wynajęcie ciężarowego samochodu, załadowali tyle ile mogli zmieścić ze swego dobytku, potem samych siebie, i ruszyli w drogę powrotną. Najtrudniej było w Puławach, ponieważ nie było mostu. Kolejne pieniądze, i załatwiono prom.
Szczęśliwie wróciły do domu w Marianowie, w którym cały czas czekali na Babcię – moja Mama i Jej brat z żoną (drugi brat Mamy był w wojsku w Bieszczadach), a na ciocię - kuzynostwo .
Oglądanie zdjęć przed Tobą