Ciekawe historie, ciekawe miejsca, biografie ciekawych osób związanych z Wielkopolską, historie rodzinne, artykuły o genealogii.
Odpowiedz

Panienka z cukierkami i pani ze złomu

08 lut 2012, 16:21

Moja ciocia Monika, na którą mówiliśmy Mondzia, urodziła się w 1906r. We wczesnym dzieciństwie uległa wypadkowi (spadła ze schodów, podczas awantury wywołanej przez jej ojca, a mojego dziadka), którego następstwem było uszkodzenie biodra i krótsza noga. W latach dwudziestych rodzina mieszkała na Górnej Wildzie 22 (w okolicy Rynku Wildeckiego). W dokumentacji meldunkowej z lat trzydziestych znalazłam przy jej nazwisku zapis „ekspedientka”.
Nie wiem, ile w latach dwudziestch w Poznaniu mogło być dziewcząt ekspedientek, podobnie kalekich, jak moja ciocia Mondzia?
A dlaczgo zadaję to pytanie? Bo mam książkę Leonarda Turkowskiego (ur.1914r.), w której opisuje on dzieje swoje i swojej rodziny. W tej książce (wydanie z 1979r.), na str.106, jest jego wspomienie z dzieciństwa :
„Ze sklepu idziemy z mamą ulicą Głogowską i przy niej wszystko na tej ulicy jest jeszcze ciekawsze i piękniejsze niż zazwyczaj. Tu sklep z cukierkami, a przez szybę widać śliczną panienkę, którą raz tylko spotkałem na ulicy i wtedy dowiedziałem się, że jest kulawa. Ach, jak mi jej było żal! A po drugiej stronie ulicy, nad mroczną witryną wisi tajemniczy zegar […] która godzina jest u Własnego?”
Może ktoś podpowie, w czyim sklepie mogła pracować ta panienka ?
Minęły lata. Po 1945r. Monika Fontowicz pracowała w Spółdzielni „Zbieracz” póżniejszym „Surmecie”. Prowadziła punkt skupu surowców wtórnych na Dębcu.
Śmiała się z tego, co kiedyś podsłuchała : „idzie nasza pani ze złomu”.
Może są jeszcze chłopcy (teraz już panowie), którzy ją pamiętają?
Zmarła w 1983r., cierpiąc w ostatnich latach życia na gościec stawowy (zaatakował jej ręce narażone w czasie pracy na kontakt z zimnym metalem).
Link do zdjęcia Moniki:
https://picasaweb.google.com/roman0612/AlbumJolanty#5701573668921876754

Jolanta Fontowicz

Re: Panienka z cukierkami i pani ze złomu

09 lut 2012, 00:21

W książce "Przechadzki po Poznaniu lat międzywojennych"Zbigniewa Zakrzewskiego wymieniony jest Fontowicz Marian, sportowiec Warty.

W 1926 r na Głogowskiej Nr 84 był skład cukierków pani Handkowskiej Franciszki. Może to ten sklep?O ile pamiętam to tak mówiono wtedy na sklep.Zegar miał pan Własny Szczepan -zegarmistrz na Głogowskiej Nr 71.To bardzo blisko Handkowskiej więc prawdopodobnie tam pracowała Twoja Ciocia Monika. Z opowiadań Taty (mieszkającego w latach 30 na Górnej Wildzie 119)wiem, że kupował czasem cukierki dla swojej siostry tuż przy Rynku Łazarskim.
Pozdrawiam.

Re: Panienka z cukierkami i pani ze złomu

09 lut 2012, 14:36

Bożenko, dziękuję za cenne informacje. :D Ponieważ pan Leonard Turkowski mieszkał pod Nr 69, więc prawdopodobnie wymieniony przez Ciebie sklep z cukierkami pod NR 84 i naprzeciw zegarmistrz pod NR 71, będą tymi, o których wspomniał w książce.To, że autor książki mieszkał na ul.Głogowskiej 69, stwierdziłam na podstawie podpisu pod zdjęciem:”Dom rodzinny autora w Poznaniu, ul.Głogowska 69”, ale wg. Książek adresowych, ojciec Leonarda Turkowskiego – Stanisław mieszkał na ul.Głogowskiej 87. Pod tym samym numerem wg.kartotek ewidencji ludności zameldowana była rodzina Borak. Oto fragment z książki : „[…] biegnę do sklepy pani Borakowej w naszej kamienicy. Małe okienka wystawowe i oszklone drzwi, dzwoniące przy otwieraniu, aby kupcowa słyszała tam, na zapleczu.[…]”
Właścicielka sklepu z cukierkami z ul.Głogowskiej 84, pani Franciszka Handkowska z d.Szwajkiewicz przybyła do Poznania z Gostynia w 1919r. Zmarła 10.1.1933r., jako wdowa, w wieku 73 lat. Jej syn Maksymilian był również poznańskim kupcem, a zmarł w 1973r. Wnuczka pani Handkowskiej Barbara Batura (zmarła w 2006r.) miała córkę Hannę. Informacje te uzyskałam dzięki: projektowi WTG „Nekrologi”, kartotekom ewidencji ludności z „szukajwarchiwach”, wyszukiwarce grobów i wyszukiwarce Wielkopolskiej Biblioteki Cyfrowej.

Ciocia Mondzia opowiadała o swojej wycieczce do Krakowa, latem 1956r. Na Wawelu był tłum oczekujących na wejście. Na wieść, że przybyła wycieczka z Poznania, zrobił się szum i odezwały się okrzyki: „wycieczka z Poznania – wpuścic bez kolejki!”. I tak poznaniacy zwiedzili Wawel nie czekając w kolejce.
I jeszcze jedna anegdota. Kiedy miałam kilka lat usłyszałam, jak powiedziała o mnie: „Jola wie od czego muchy zdychają”, a ja się szybciutko wtrąciłam: „wiem, od Azotoxu”.

A co do bramkarza „Warty” Mariana – będę musiała chyba otworzyć nowy wątek.

Przy okazji przypomniałaś mi o książkach Zbigniewa Zakrzewskiego, które to książki mam, ale dawno ich nie przeglądałam (wina internetu?!),a są przecież kopalnią wiedzy o dawnym Poznaniu.

Pozdrawiam. Jolanta Fontowicz
Odpowiedz