Paweł Wietrzykowski napisał(a):
W latach 60-tych byłem ministrantem. Ślubu 'tajnego' nie widziałem ale nawet dość często zdarzały się 'tajne' chrzty dzieci - tzw. od prezbiterium lub przy bocznym ołtarzu. Tajemnicą poliszynela było to co napisał Łukasz: najczęściej były to dzieci oficerów MO lub LWP chrzczone 'dyskretnie' a ojcowie występowali po cywilnemu.
Wojskowi LWP i milicjanci biorąc ślub : tajny" w kościele nie zmieniali
statusu prawnego małżonków oraz dzieci. Do dokumentacji zawodowej potrzebny był akt USC,
natomiast ślub kościelny ( zakazany w tym czasie) mógł się wiązać z dużymi konsekwencjami
rodzinnymi i zawodowymi. Wiele ryzykowali dlatego musiał być "tajny".
Mogły zdarzyć się takie sytuacje iż mogli brać ślub kościelny " tajny" z jedną kobietą.
a prawny z drugą, ale w zasadzie im się to nie opłacało, a po drugie to bigamia?
Żona "kościelna" nie miała żadnych praw wobec tego była niebezpieczna kiedy wzrosłyby jej żądania i każde narodzone dziecko
musiałoby by być uznane przez ojca prawnie.
Natomiast żona "prawna" miała wiele przywilejów i dość wysoką pozycję związaną ze służbą i stopniem męża,
jak również dzieci.... oraz prawne prawo do spadku w razie braku testamentu.
Ciche śluby kościelne w czasie wojny również musiały być uprawomocnione po wojnie.
Mój wujek wziął ślub kościelny w Niemczech w czasie wojny, wrócił do Polski nie zgłosił tego faktu do USC,
kupił na siebie ziemię, wybudował dom, a kiedy zmarł i nie pozostawił testamentu zaczęły się sprawy sądowe,
szukanie świadków etc. Sprawa trwała latami, bo żaden spadek prawnie rodzinie się nie należał.
Pozdrawiam,
Mirosława Gera