Czyli tak jak myślałem, pomieszanie
Mennonitów u nas nie było. O ile pamiętam, Rusiński podaje, że zdarzali się osadnicy holenderscy/fryzyjscy w pierwszej fazie osadnictwa olęderskiego w Wielkopolsce - w okolicy Ujścia nad Notecią. Przy czym nie przybyli tam bezpośrednio z Niderlandów, a byli potomkami tych żuławskich. Później natomiast osadnictwo na prawie olęderskim w naszym regionie dotyczyło głównie Niemców i Polaków, katolików i luteran.
I oczywiście, po wycięciu lasów trzeba było przeprowadzić meliorację, lasy pierwotne były bardzo często podmokłe - ale to był jednak trochę inny charakter prac niż na typowych terenach zalewowych, takich jak depresje czy doliny rzek. Są domysły dawnych niemieckich historyków, że to właśnie odróżnia osady o nazwie Hauland - że to rzekomo pochodzi od "hauen", czyli wyrąbywać las. Oczywiście mówię tu o Równinie Nowotomyskiej, bo były w szeroko pojętej okolicy przypadki osadnictwa na terenach zalewowych - dolina Noteci, Nowa Ameryka nad Wartą itp.
Zresztą logicznie wywód Związka się nie trzyma kupy. Wg niego miejscowi nie mieli wiedzy melioracyjnej, dlatego sprowadzano "mennonitów" (w domyśle Holendrów i Fryzów, którzy byli mistrzami osuszania). Ale skoro wiemy, że w Wielkopolsce ich nie było, to znaczy, że niemieccy i polscy osadnicy radzili sobie z przygotowaniem terenu. Osady zakładano, bo były po prostu ekonomicznie opłacalne dla pana - bez własnych inwestycji zwiększał produkcję na swojej ziemi, a wolni chłopi gospodarujący po swojemu i zbiorowo odpowiedzialni przed panem byli wydajniejsi niż pańszczyźniani.