Cytuj:
W XIX wieku i dawniej ważną przeszkodą małżeńską była relacja rodzic chrzestny-chrześniak. Nie można było wziąć ślubu ze swoim ojcem chrzestnym - a okazje ku temu się zdarzać musiały, zważywszy jak wielu wdowców żeniło się z pannami (a nieraz młodymi wdowami) młodszymi o pokolenie. Obecnie samo pojęcie "pokrewieństwa duchowego" jak to nazywano nie jest znane (albo też oznacza coś zupełnie innego). Zaś to, żeby nie można było wziąć ślubu z ojcem chrzestnym też jest niezrozumiałe (sam słyszałem o dwóch takich przypadkach, z czego publicznie znane jest małżeństwo Jana i Nelli Rokitów).
Aktualny Kodeks Prawa Kanonicznego z 1983 roku także wyróżnia przeszkodę małżeńską w postaci pokrewieństwa duchowego, które dotyczy nie tylko rodziców i dzieci chrzestnych, ale także rodzeństwa chrzestnego, czyli osób, które mają wspólnego ojca chrzestnego lub matkę chrzestną. W warunkach zwykłych od tej przeszkody dyspensuje biskup-ordynariusz diecezji. Dzisiaj Papież może dyspensować od każdej przeszkody małżeńskiej, oczywiście za wyjątkiem przeszkód wynikających z Prawa Bożego naturalnego lub pozytywnego, tzn. pokrewieństwa w linii prostej lub bocznej drugiego stopnia (rodzeństwo) oraz istniejącego węzła małżeńskiego. Papież ma wyłączną władzę dyspensowania od przeszkody święceń, wieczystego ślubu czystości oraz małżonkobójstwa. W pozostałych przypadkach wystarcza zgoda biskupa, a jeżeli zachodzą szczególne okoliczności - np. niebezpieczeństwo śmierci - proboszcza.
Cytuj:
W dawniejszym prawie kanonicznym publiczny konkubinat był później PRZESZKODĄ do zawarcia małżeństwa sakramentalnego - obecnie jak wiadomo, księża wszelkimi siłami zachęcają takie pary do ślubu (wyłączając osoby po rozwodzie rzecz jasna).
Dzisiaj ustanie publicznego konkubinatu jest jedną z przesłanek przemawiających za udzieleniem dyspensy - zmiana w stosunku do dawnego prawa kanonicznego jest więc diametralna. Mamy jednak przeszkodę "przyzwoitości publicznej", która polega na tym, że nie można zawrzeć małżeństwa ze zstępnym osoby, z którą pozostawało się dotychczas w publicznym konkubinacie.
Cytuj:
Najlepszy przykład to wciąż odżywająca dyskusja o "okresie żałoby" po śmierci współmałżonka, czyli dlaczego ci wdowcy już po dwóch miesiącach ponownie stawali na ślubnym kobiercu. No co za nieczuły ten mój praprapradziadek był, myśli sobie początkujący genealog...
To rzeczywiście bardzo ciekawa kwestia. Czytałem kiedyś, że w czasach, kiedy pomocniczo obowiązywało prawo rzymskie, pozbawiano niekiedy wdowy prawa do majątku po zmarłym mężu, jeżeli nie dochowały okresu żałoby, który trwał zazwyczaj dwanaście miesięcy. W moim drzewie genealogicznym jest taki przypadek, że mój pra-pradziadek Seweryn Alankiewicz zostaje wdowcem w listopadzie 1902, a żeni się ponownie już w lutym 1903. Raptem trzy miesiące. No ale w czasach, kiedy każda para rąk do pomocy była niezwykle cenna, takie rzeczy nikogo nie dziwiły.
Pozdrawiam,
Norbert