Hania napisał(a):
Krzysiu wierze jej, ze nie odczuwala potrzeby poznania biologicznego ojca az do pewnego wieku...
Kiedy sie starzejemy, tu przepraszam Ciebie i wszystkich, ktorzy moga sie obrazic
![Smile :)](./images/smilies/icon_smile.gif)
patrzymy inaczej na zycie i na siebie, inne sprawy staja dla nas wazniejsze choc do tej pory byly blache czy lezaly odlogiem, a te wazne staja sie mniej wazne i mniej priorytetowe lub wogole niewazne.
Przed wielu laty, kiedy zaczynałam poszukiwania genealogiczne nie było tak łatwo jak dzisiaj. Trzeba było wszędzie dojść, dojechać, pukać do drzwi osób nie zawsze chętnych, wysłuchiwać "przepisów" USC i być prawie zawsze odprawionym, prawie wdzierać się na plebanie itp .Bardzo szybko można było mieć dość tego wszystkiego, nie czuć się dobrze w skórze dziwaka za którego uważano poszukujących. A jeszcze cudowne młode lata... Myśli się, będę mieć jeszcze czas, przede mną całe życie... Zupełnie mnie nie dziwi to "opóźnienie" w poszukiwaniach.
Dzisiaj można siedzieć w domu, rankiem lub wieczorkiem, poszperać w internecie, a potem wrócić szybciutko do codziennych obowiązków-to dużo łatwiejsze. Poza tym inne jest podejście do genealogii, bo teraz chęć poznania własnych korzeni jest uważana za naturalne pragnienie, otwarci są ludzie i instytucje, przeważnie chętni do pomocy.