cd. rok 1880
Numer 167Znaczki pocztowe na wykupienie niewolników nadesłali: - Pan
Kazimierz Szymczak z Krzemieniewic 100,
- pan
Świdzińśki z Morownicy 610,
- p.
Pfitzner z Poznania 270,
-
Franc. Derda z Nowego 200.
...
Numer 168Korespondencje Gońca Wielkop.
Z Średzkiego. - Korespondent z Mącznik p. Środą donosił był "Gońcowi Wielk." o nieszczęśliwym wypadku, który spotkać miał na okręcie
Sadkowaków, gospodarzy z Mącznik hub.
Hubiarz
Sadkowiak szczęśliwie zajechał do Ameryki i nie pochodzi z Mącznickich, ale z Dębickich hub. Dochodzi mnie zkądinąd wiadomość, że hubiarz
Sobkowiak, z powiatu Śremskiego, w podróży do Ameryki umarł i żona jego, a dzieci jego wrzucono w morze.
Naoczny świadek tak opisuje w liście swoim, pisanym do żony ten nieszczęśliwy wypadek: "Ujechaliśmy już kawał drogi na morzu, mieliśmy pogodę i morze było spokojne; naraz
zdaleka widać było chmury i na naszym okręcie wielki jakiś ruch było widać - majtkowie kręcili się - maszyną zwięzywano sznury tak grube jak dwie pięści do kupy. - Gdy chmury nadeszły bliżej, morze ogromnie było rozhukane; nasz wielki okręt latał po tej wodzie: raz spadaliśmy w głęboki dół, może tak 50 łokci wodę - i znów 50 łokci woda wyrzuciła nasz okręt w górę. Nikt ustać w okręcie nie mógł; stołki, łóżka, krzesełka są przybite do podłogi.
Nasi najmniej do tej huśtaniny przyzwyczajeni, dostali choroby morskiej, którą każdy musi dostać, kto pierwszy raz jedzie okrętem na morzu. Mnie nic nie było, bo już temu 6 lat byłem na okręcie przez 3 lata, to się przyzwyczaiłem do tej huśtaniny. Nasze nieboraki bardzo byli chorzy, a na to lekarstwa nie ma doktór; brały ich nudności, wymioty, leżeli wszyscy na kupie, aż było źle patrzeć na nich, bo to okropnie wyglądało, jak jeden na drugiego wymiotował, niektórzy już od tego się zadusili.
Niektórych wzięła ograszka i ta ich najwięcej zmogła; nie mogli ograszki przezwyciężyć.
Naszych umarło 6 familiji, a Niemców 4.
Pierwszy, co na okręcie komenderuje majtkami, kazał te ciała pomarłe pozaszywać w worki po dwóch i powrzucali w wodę 5 takich miechów - trzech majtków strzeliło, nie wiem co to miało znaczyć, jak ich wrzucali do wody - ale strzelili w powietrze. Pomiędzy umarłemi był mój przyjaciel z wojska
Sobkowiak. Jechał on do Ameryki z żoną i dziećmi trzema, umarli oboje - a te trzy dzieci jakoś Bóg zachował od śmierci. Ale na drugi dzień już nie widzieliśmy tych dzieci, majtki nie chciały nam powiedzieć, co się z nimi stało, - ale my rachujemy, że je powrzucano w wodę, bo już dawniej tak zrobili. Kto by tam wziął dzieci obce w opiekę na takim okręcie!...
Jagusiu kochana, powiadam ci, że bałwany biły takie, jak dwa razy nasz domek, ja drżałem od strachu. Naszych najwięcej marnuje na okręcie ta morska choroba."
Podaję ten ustęp z listu obszernego, naocznego świadka tego nieszczęśliwego wypadku; szkoda tylko, że nie mógł się dowiedzieć autor listu tego, zkąd pochodzi
Sobkowiak, wie tylko, że z powiatu Śremskiego, miał hubę, którą sprzedał, wyprowadzając się do Ameryki.
Podaję to sprostowanie li tylko dla tego, aby krewni i przyjaciele
Sadkowiaka, którzy czytali w "Gońcu Wielk." o jego mniemanej śmierci, nie mieli w podejrzeniu Szanowną Red. "Gońca W.", że sobie zmyśla rzeczy nigdy nieistniejące.
Fakt jednakowoż ten nieszczęśliwy nic się nie zmienia co do rzeczy, tylko żo widocznie nazwiska
Sadkowiaka pomieszano z
Sobkowiakiem w listach.
Podobno na rok przyszły znów wyprowadzić się ma z naszych okolic kilka familiji do Ameryki - zachęceni przez cichych agentów i znajomych. Odbierają nawet niektórzy listy z Ameryki, podpisane niby to przez krewnych i przyjaciół - jednakowoż doskonałość i poprawność stylu, ortografiji i kaligrafiji uderza bardzo w tych listach. - Niepodobna, aby nasi, wyprowadziwszy się do Ameryki, nauczyć się mieli w tak krótkim czasie tak poprawnie pisać.
Więc kiedy nareszcie dojdziemy do rozumu, że i u siebie można być szczęśliwym i przy pracy uczciwćj zarabiać sobie na życie? Dla mamony opuszczamy na zawsze nasze strony rodzinne, krewnych i przyjaciół. Pracujmy uczciwie, rzędnie, a dobijemy się takiego szczęścia, jakie pragniemy znaleźć het daleko za morzem.
- Dziś, dnia 22go Lipca, w Czwartek, w Środzie obchodziła parafIja średzka
50letni jubileusz proboszcza Wejchana. Parafija ofIarowała na pamiątkę chrzcielnice dwie. Z wielką uroczystością odbyło się nabożeństwo; mowę w kościele powiedział prześlicznie
ks. Jaskulski ze Śniecisk, poruszywszy wszystkich do łez. - Podczas uczty wyprawionej na cześć ks. proboszcza Wejchana, ze strony obywateli przemawiał jako najstarszy z powiatu i wieku p.
Wolniewicz Włodzimierz ze Źrenicy, podnosząc zasługi ks. proboszcza, jako obywatela i Polaka, kiedy ks. Jaskulski mówił o stanie duchownym. Miasto wysłało deputacyą z powinszowaniem do ks. proboszcza, ulica, którą prowadzono w procesyi starca 87 lat liczącego, była w girlandy i wieńce przystrojona. Ludzi ze wsi okolicznych także dość licznie zebranych było w kościele, - i nawet widzieliśmy przy uczcie dwóch żydów, którzy najdawniej zamieszkują Środę. - Powinszowali i telegramów nadeszło także kilkanaście.
W ogóle cała uroczystość odbyła się poważnie, stosownie do zasługi wieku ks. Szambelana,
proboszcza Marcelego Wejchana. Niech Go Bóg ma w Swój opiece - aby nam po długie lata był pasterzem w naszych teraźniejszych tak smutnych czasach!
Ks. Marcel Wejchan:http://www.wtg-gniazdo.org/ksieza/main. ... is&id=4981Gostyń, dnia 22. 7. 80. - W dniu 20 tm. obchodzili 251etnią rocznicę swego małżeństwa Szanowni państwo
Józef i Marya Ciążyńscy. Obchód ten, rozumie się, zaczęto z Bogiem - gdyż Szanowni państwo Ciążyńscy wraz z krewnymi i przyjaciółmi udali się do tutejszej fary, gdzie czcigodny ks.
Mansyonarz Urban odśpiewał Wotywę. W czasie Wotywy widać było wzruszenie tak na familii państwa Jubilatów, jak i na obcych, licznie zgromadzonych wiernych.
Szanowny jubilat, p.
Ciążyński, wyglądał smutny, a to z przyczyny, że
syn jego, Bolesław, jedynak, stojący w pułku gwardyjskim w Poczdamie, mimo starań urlopu na tę uroczystość nie uzyskał. Smutno, że syn w tak ważnym momencie nie doznał uwzględnienia. Biedny syn pokutuje chyba za ojca grzechy, - bo pan Jubilat w roku 1848mym nietylko karabin brał na szanowne swe barki, ale też pchał długi czas taczkę na fortecy. Chluba Ci, dostojny Panie!
Tego samego dnia wieczorem na cześć pp. Jubilatów pięknie był przybrany ręką p.
Mikołaja Woziwodzkiego ogród polsko-ludowy; ognie sztuczne przy sprzyjającej pogodzie śliczny sprawiły widok. - Oby nam Bóg państwa Ciążyńskich jak najdłuższym obdarzył życiem, a syn ich, p.
Bolesław, oby nam wrócił jak najprędzej jako nasz z Poczdamu !
akt ślubu:Parafia katolicka Gostyń, wpis 14 / 1855
Joseph Ciązynski (28 lat)
Marianna Czabajska (22 lat)
Znaczki pocztowe na wykupienie niewolników nadesłali: - Pan
Chrustowicz z Poznania 510,
- Ktoś z Bydgoszczy 150,
- p.
Julia Osmolska z Gniezna 210, razem dotąd 580.
...
cdn.