cdn. rok 1881
Numer 188
Korespondencje Gońca Wielkop.
Z Kujaw. Dnia wczorajszego, tj. 12go Sierpnia o 4ej godzinie po południu, powstał pożar w Ciechrzu pod Strzelnem, który całe mienie gospodarza
Andrzeja Skoniecznego w perzynę obrócił. Ze łzą w oku a trwogą w sercu spogląda dziś Skonieczny w przyszłość, widząc po nad sobą niebo, a w tem niebie Boga, który go tak ciężko nawiedził, a przed sobą 130 mórg ziemi, które mu w tym roku żadnych korzyści nie przyniosły, lecz owszem stratę gotują i nieznane dotąd zmartwienie. Wszyscy jego znajomi, tem okropnem nieszczęściem zatrwożeni, pytają: Cóż ten nieszczęśliwy człowiek teraz pocznie? gdzie będzie mieszkał? gdzie umieści swój inwentarz? czem go będzie żywił? czem będzie obsiewał swe pola? zkąd będzie brał chleb przez cały rok na utrzymanie rodziny i domowników? gdzie zdobędzie fundusz na utrzymanie gospodarstwa, kiedy ogień wszystkie jego zabudowania wraz z całorocznym zbiorem w zbożu, paszy, sianie, w kłębach dymu uniósł w powietrze?
Na to pytanie nie ma pomyślnej odpowiedzi.
Skonieczny, nie będąc zabezpieczonym w żadnem towarzystwie ogniowem, własnemi siłami nie zdoła się utrzymać w swem gospodarstwie, chyba że go P. Bóg otoczy szczególniejszą łaską i opieką, jeśli mu pomocy nie odmówią szlachetne serca, jako temu, który ma najpiękniejszą przeszłość po za sobą. Był on wzorowym ojcem, przykładnym mężem, pracowitym, rzędnym, oszczędnym gospodarzem, a przedewszystkiem człowiekiem prawym.
Zbrodnicza ręka, kierowana czartowskim wpływem, założyła po szatańsku tak zręcznie ogień w jednym z jego budynków, iż po jego wybuchu płomień w oka mgnieniu przy sprzyjającym wietrze ogarnął wszystkie zabudowania słomą pokryte, nie wyjmując domu mieszkalnego.
Nie można tu było z razu ani myśleć o żadnem ratowaniu, nawet ratowaniu domowimy, bo w całej wsi prócz wiekiem pychylonych starców były tylko same kobiety, ręce zaamujące i dzieci płaczące, a gorączka była tak rażąca, dym tak nieznośny, iż bez narażenia zdrowia, a nawet życia na niebezpieczeństwo nie można się było zbliżyć do szczelnie i wysoko deskami oparkanionej palącej się zagrody.
Łza bolesna stoczyła się z oka po licach każdego z widzów, kiedy długoletnią chorobą chromych nóg obłożony ojciec właścicielki gospodarstwa
Wawrzyn Hałas, na krokwiach z golą głową zaledwie zdołał wyczołgać się z płomieni palącego się domu.
Boleśnie dotknie ta wiadomość
JX. Borysa z Siedlec i
JX. Hałasa z Wierzbna, bo nieszczęśliwy
Wawrzyn Hałas jest bratem rodzonym ostatniego, a wujem pierwszego. Bóg miły wie, coby się stało z całym Ciechrzem, z tą wsią najpiękniejszą i najsłynniejszą w całych Kujawach, kto wie, czyby dziś już nie była kupą popiołu, gdyby dość wcześnie nie była nadjechała sikwa z Markowic, a co ważniejsza, gdyby jej nie był ujął w swe ręce jeden ze sprężystych gospodarzy Ciecherskich i nie był jej po mistrzowsku używał.
Jakkolwiek wszyscy gospodarze, spostrzegszy ogień we wsi, poopuszczali pola, na których pracowali, jakkolwiek przybiegszy na miejsce spustoszenia z wytężeniem wszystkich sil wśród krwawego potu aż do ostatniej, jak to powszechnie mówią, suchej nitki pracowali około przytłumienia pożaru, - to przecież przyznać należy, że gospodarz
Michał Wojciechowski rozwinął z wszystkich obecnych największą energiją, największą bystrość, największą przytomność umysłu.
Uchwyciwszy w swą kujawską dłoń węża machiny do gaszenia ognia, tak zręcznie nim władał, że sobie zdołał w kilku minutach utorować drogę do palącego się domu mieszkalnego, a wśród dymu rażącego wszedszy na zrąb muru zarzuconego płomieniejącemi głowniami i żarzącą się perzyną wraz zdwoma innymi, których nazwiska mi nieznane, ocalił wnet palące się belki i kozły z ognia. Ponieważ dotąd mało kto odważył się iść w podwórze, lękając się zapadnięcia podpalonych, a tem samem słabo wiszących szczytów domu, dla tego Wojciechowski wraz z swymi towarzyszami przerzyna się przez czarną chmurę wirującego w tę i ową stronę dymu wśród rozsutych płomieni ognia, za pomocą baków ogniowych szczyty zwala i tym sposobem drogę na podwórze umożebnia.
Krew w żyłach każdemu się ścinała, kiedy zajęto się wydobywaniem ze zgliszcza zapadłych już budynków popalone a przy życiu jeszcze będące cielęta, prosięta i świnie. Przeraźliwy, że tak powiem, jęk tych niemych stworzeń niewinnie popalonych zdawał się wołać do nieba o pomstę na bezczelnego zbrodniarza.
Kończąc na tem swe doniesienie do publicznej wiadomości o nieszczęściu, które, Bogu dzięki, nie przybrało większych rozmiarów, mam sobie za obowiązek podziękować publicznie
Michałowi Wojciechowskiemu za jego poświęcenie się w obronie strzech i chudoby wszystkich mieszkańców Ciechrza i przesłać mu w imieniu małych, zapłakanych dziatek, które się już do wędrówki z Ciechrza przygotowały i uszykowały, owego staropolskiego "Bóg zapłać" za to, że jeszcze dziś mogą pod dachem z swymi rodzicami przemieszkiwać i zasypiać. Oby mu Pan Bóg stokrotnie tę uczynność wynagrodzić raczył.
...
Z pod Pleszewa. - (
ciąg dalszy z numeru 186)
W Gołuchowie, wsi należącej do p.
hr. Działyńskićj z domu ks. Czartoryskiej, zdarzył się przed 4ma tygodniami następujący przypadek.
Za zamkiem po królu Leszczyńskim, którego już 6 lat restaurują, znajduje się zabudowanie z pięknym drobiazgiem zagranicznym. Tuż przy niem jest rzeczka, później staw, po którym pływąją łabędzie, gęsi, kaczki etc. etc. Ludzie już od dawna zauważyli na owym stawie często zagryziony drobiazg, z czego wnioskowali że była to sprawa wydr, które czasem widywali. Tamtejszy leśniczy i rządzca gospodarczy, p.
Skoraczewski, chcąc zapobiedz temu, urządził wieczorne polowanie, wziął sobie pomocników leśnych aby owe wydry wytępić. - Do tego przyłączył się ogrodnik tamtejszy, p.
Kubaszewski. Każdy zajął swoje stanowisko. Po krótkim czasie leśniczy
Skoraczewski opuścił swoje miejsce, aby obserwować drugich, i idąc chodnikiem prowadzącym nad rzeczkę, dostał strzał w nogi od ogrodnika
Kubaszcwskiego o 9więć kroków oddalonego, który myśląc że to wydra przy ciemności wieczornej strzelił z lefoszówki śrótem nabitej.
Skoraczewski padł natychmiast, a na jęk jego ześli się wszyscy i owinąwszy rany zanieśli go do zabudowań owego drobiazgu do gospodyni. Posłali po
doktora, p. Prejbisza do Pleszewa, który w najkrótszym czasie przybył i opatrzył Skoraczewskiego, i leczył go blizko trzy tygodnie.
Widząc jednakowoż że źle, poprosił dr. powiatowego i
dr. p. Szenitz z Pleszewa do pomocy, którzy mu prawą nogę odjęli w nadzieji polepszenia.
Dr. Skoraczewski z Piły, brat chorego przybywszy go odwiedzić, zauważył że żyć nic będzie, a po odjeździe Jego w czterech dniach w największych cierpieniach chory życie zakończył. - Kochany i szanowany od wszystkich ksiądz Laskowski z Gołuchowa idąc udzielić mu przed śmiercią Sakramentów świętych widząc jego cierpienia płakał nad nieszczęśliwym. Umarł więc przez półczwarta tygodnia 10go t.m. w Środę. Komisyja sądowa składająca się z dr. powiatowego z Ostrowa, dr. z Nowego Miasta radzcy sądu
p. Szperlińskiego z sekretarzem i cyrulikiem z Pleszewa zjechała dopiero w Sobotę, aby odbyć obdukcyą. Na pogrzeb prócz braci i familiji zjechało się wielu przyjaciół i znajomych z okolicy.
Eksportował Go
ks. Laskowski, proboszcz.
Mowę pogrzebową powiedział zacny
ks. Radzeński z Brzezia.
Ś.p. Józef Skoraczewski był wiernym urzędnikiem swojej chlebodawczyni uprzejmy a sprawiedliwy dla poddanych.
Ś.p. Skoraczewski 32 lat mając opuścił żonę i troje dzieci małych. Kto zna familiją ś. p. Skoraczewskiego z pod Gostynia, niech się podzieli smutkiem okolicy naszej i niech powie razem z nami:
"Cześć Ci, Rodaku".
Józef Skoraczewski, U.S.C. Kucharki, akt zgonu Nr.52:http://szukajwarchiwach.pl/11/711/0/3/2 ... VJQP1TFdSw...
Nekrolog. Dnia 16go Sierpnia odbył się uroczysty pogrzeb w Usarzewie
ś.p. Pani Antoniny z Kraszkowskich Lipskej, matrony liczącej 88 lat wieku.
Jesteśmy przyzwyczajeni do uznawania tych postaci odległej a lepszej przeszłości. Jakiż to hart duszy, jaka praca, jaka nadzieja ożywiała nasze matki i babki, a te uczucia miały za fundament uczucie miłości dla wiary naszej i też umiały sprostać obowiązkom względem familii i narodu swego. Jedną z takich postaci, nakazujących uszanowanie, była zmarła ś.p. Lipska.
Tego dowodem liczny orszak żałobny, łzą zbolałej córki jedynej
Zenobii z Lipskich Żychlinskiej i wnuków - dowodem łzy, które widzieliśmy w gronie oddającem ostatnią przysługę, łzy w oczach wiejskiego ludu, żegnającego tymczasowo swoje panią.
Widzieliśmy liczny zastęp duchowieństwa, a wśród niego przybyłe z dalekich stron, ukochanego wnuka, dziś już Lewitę sposobiącego się do stanu duchownego. Wśród tego grona po nabożeństwie wstąpił na kazalnicę miejscowy proboszcz
ks. Ostrowicz; w wymownych rzewnych słowach wypowiedział wspaniałą serdeczną a ważną mowę. Wspomniał niemowlęce lata ś.p. zmarłej, które spędziła w rodzicielskim domu nie zarażonym ani wpływem francuzczyzny, ani germanizmu. Szczęśliwie młode lata uchroniła od zgubnych wpływów tych, szeroko nieraz po rozbiorze Ojczyzny naszej wówczas po naszej ziemi się rozpościerających. - Zahartowana, umocniona na walkę życia, Niebożczka poszła za mąż
ś.p. Józefa Lipskiego potomka rodziny wielkopolskiej, dobrze Ojczyźnie zasłużonej, a która liczyła pośród siebie Biskupów, Kanclerza i Kardynała. Owdowiawszy po niewielu latach małżeństwa, umiała powinności swoje ciężkie wypełnić z odwagą chrześcijańską. Objąwszy majątek w zawikłanych bardzo stosuukacli, umiała zabiegliwie troszczyć się o dobro ziemskie, czego dowodem znaczny majątek, jaki pozostawiła. A oszczędność Jej nigdy nie wykluczyła miłosierdzia i gościnności, jakiemi się odznaczała.
W chwili dzisiejszej obojętności umiała przy pracy o byt powszedni zachować w sercu swem poczucie naszych ideałów.
Kaznodzieja zakończył świetnie swą mowę odezwaniem się do młodego pokolenia Polek - oznaczył, jaką powinna być Polka-katoliczka, nazwał jej powołanie: Apostolstwem strzechy, familijnej, a zarazem rodzinnego, z którego przyszłość naszego narodu się rozwija, wykazał ważny dziś wpływ kobiet w naszym położeniu, w naszym narodzie. Zakończył słowami pociechy i ufuości w Bogu, że sprawiedliwość nam wkrótce zajaśnieje.
...
Przybyli do Poznaniadnia 17go Sierpnia.
Hotel de Rome. Jahnz z Metna.
Vombach z Offenbach
Gendelien z Mülheim.
Bayer z Gołenczewa.
Kühn ze Szubina.
Hagelsieb,
Bärwald Frank
Fuss,
Jahn i
Lohberg z Berlina.
Schwietering z Drezna.
Friedländer z Kre(eldu.
Mchuer z Norymbergi.
Golschmidt z Elbenfeldu.
Palm i
Czapski z Wrocławia.
Ebmeyer z Bielefeld.
Schilf z Lipska.
Ballauf z Schwelm.
Kemp z Leszna.
...
Wiadomości potoczne. Czwartek, 18go Sierpnia.
- W życiorysie
śp. Anastazego Radońskiego zaszła pomyłka co do roku urodzenia. Urodził się on w r. 1812tym, umarł więc mąiąc lat dopiero 69. - (
dotyczy numeru 187)
...
-
Profesor Schapor, dawniejszy dyrektor tutejszego poznańskiego gimnazyum Fryderyka Wilhelma, a obecnie dyrektor m w Joachimsthal w Berlinie, mianowany został wielkim mistrzem loży masońskiej narodowej niemieckiej "Pod trzema kulami", i jako taki potwierdzony przez cesarza Wilhelma.
...
- Same ewangielickie gazety podąją powody, dla których
pan Suszczyński przeszedł na protestantyzm. Powodami temi były:
1) przekonanie, że jada chleb probostwa mogilnickiego, a nic dla parafiji zrobić nie może;
2) męczący brak zajęcia, (p. S. nie znalazł pola do pracy między starokatolikami w Królewcu, a posady inspektora szkolnego, mimo wielkich starań, otrzymać nie zdołał);
3) przekonanie wewnętrzne o tym, że starokatolicyzm nie ma w sobie warunków do życia, i że prędzej czy później takowy zejdzie na drogę zupełnego protestantyzmu.
...
- We Wtorek zeszły pobłogosławiony został w Miłosławia związek małżeński pomiędzy p.
B. Niklasem, księgarzem z Wrześni, a panną
Leontyną Grochowską, córką aptekarza
p. Grochowskiego w Miłosławiu.
Bolesław Niklas i Leontyna Grochowska, U.S.C. Miłosław, akt ślubu Nr.4:http://szukajwarchiwach.pl/53/1898/0/3/ ... NqQlYqjaFQhttp://szukajwarchiwach.pl/53/1898/0/3/ ... 0hnAzNodVw....
+ W Berlinie umarła dnia 14go bm.
Anastazyja z Poklękowskich Ćwikowska. Nekrolog.http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publica ... 1283&tab=3Dziennik Poznański 1881.08.18 R.23 nr187 - 14/25 - str.4
...
+
Józef Feist. - (
numer 185)
W tych dniach odprowadziliśmy do grobu zwłoki człowieka, do którego słusznie zastosować można owo Horacyuszowskie orzeczenie: integer vitae scelerisque purus, i który, acz w skromnym pracując zakresie, zasłużył sobie, aby imię jego wydartem było niepamięci.
Dziecko grodu naszego,
Ś.p. Józef Feist ujrzał światło dzienne roku 1840. Otrzymawszy potrzebne przysposobienie szkolne, obrał sobie zawód księgarski, do którego od najrańszych lat czuł nieprzeparty pociąg i zamiłowanie, i wstąpił jako uczeń do księgarni
N. Kamieńskiego i Spółki w miejscu, zostającej podówczas pod kierunkiem
Napoleona Kamieńskiego, bjca teraźniejszego właściciela. Odbywszy tutaj trzechletnią praktykę, na początku roku 1860go pozyskał miejsce współpracownika w księgarni
Maurycego Orgelbranda w Wilnie, w której pozostawał lat 3. Party atoli żądzą zbogacenia i rozszerzenia zakresu wiadomości swoich, mimo usilnych nalegań swego dotychczasowego pryncypała, który ceniąc zdolności i gorliwość młodego współpracownika, chciał go na zawsze przywiązać do siebie, przeniósł się na wiosnę roku 1862go do Warszawy i tu wszedł do zaszczytnie znanej dziś w całym kraju firmy
księgarskiej Gebethnera i Wolffa, która wówczas od lat kilku dopiero istniejąc, świetne znaczyła postępy na drodze rozwoju naszego księgarstwa i świetną zapowiadała przyszłość. Tu z prawdziwie młodzieńczym zapałem oddał się nasz Józef pracy, i rzec można, iż wkrótce stał się nie tylko swoim przełożonym dzielną pomocą, ale głównym filarem i podporą całego przedsięwzięcia, i podstawą rozwoju tegoż. To też w uznaniu tych zasług i przymiotów oddali mu zwierzchnicy we Wrześniu roku 187 8go zarząd swój filii krakowskiej. Wszakże niedługo daną mu było cieszyć się owocami długoletniej, twardej i ciernistej pracy. Nurtująca od r. 1871go organizm jego słabość piersiowa niszczyła i podkopywała zwolna, ale nieubłaganie ciało to, które zbrojiła żelazna siła woli i wytrwałość, aż wreszcie legł, ale legł jak żołnierz, z orężem w ręku. Początkowo zaniesiony do kliniki krakowskiej, gdy stan zdrowia żadnej już nie rokował nadzieji utrzymania go przy życiu, przewieziony został do Poznania. Tutaj otoczony czułą opieką rodzicielską, przed kilku dniami pełnego pracy dokonał żywota. Była to w pełnem słowa tego znaczeniu: auima eandida. Charakter przezroczysty, bez cienia fałszu i obłudy, zacny, skromny, nie narażający się nikomu niczynem, ni słowem, uczynny, wzorem był dla współczesnej młodzieży, jak się powinien prowadzić młodzieniec polskiej narodowości. Dla swych współziemian - Poznańczyków, przybywających do Warszawy, a szukających jego rady i wskazówki, zawsze był gotów śpieszyć z wszelką usługą i nikomu się od niej nie wymawiał.
Have, auima pia !
...
Szarada Co pierwsze znaczy - wiedzą muzycy,
Drugiego z trzecićm - szukaj w ciemnicy.
Wszystka się toczy - a gdy się stoczy
To niejednemu z was zamknie oczy.
...
Żółw. Trafne rozwiązanie nadesłali: Tekla Kantorska z Powidza,
Zygmuś Konieczny z Kostrzyna,
Zuske z borku,
S. G. z Potulic,
Nieznajoma z Landeck,
Jackowiak z Głuchowa,
Fr. Depczyński z Łobżenicy,
St. Botwiński z Łosińca,
C Niziołek z Konar.
...
cdn.