Dom przy Podgórnej 7 ma związek z moimi krewnymi - Szymańskimi spokrewnionymi ze mną zarówno ze strony ojca – matką Romana Szymańskiego była siostra prababki mego ojca – oraz ze strony matki – żoną Romana Szymańskiego była Helena - siostra jej dziadka Wacława Wyczyńskiego. Poniżej fragment wspomnień wnuczki Romana Szymańskiego dotyczących ciotek Kazimiery i Romy Szymańskich.
„Przed wojną odwiedzałam je z rodzicami na ul Podgórnej 7 m 3 na I piętrze. Dom ten dziadek Roman Szymański kupił od Hindenburga przed 1914, okresowo mieszkał tam Karol Marcinkowski, zasłużony Wielkopolanin. Na parterze za moich czasów (1922-1939 r.) był sklep, o ile nie mylę się, księgarnia. Do ciotek z korytarza wchodziło się do bardzo dużego salonu, o mozaikowej posadce, wyłożonej wzorzyście klepkami. W jednym końcu pokoju stały typowe dla XIX wieku meble salonu, kanapa, 4 fotele obite wiśniowym pluszem i owalny orzechowy stolik, a w oddalonym, drugim końcu pokoju stał fortepian. Z salonu przechodziło się do znacznie mniejszej jadalni. W czasie naszych wizyt ciocia Kazia grała na fortepianie, a ja szczególnie zapamiętałam sonatę księżycową Beethovena, natomiast ciocia Roma pokazywała albumy z widokówkami architektury miast europejskich, które obie zwiedzały przed I wojną światową t.j. przed 1914 r. Ponieważ wielokrotnie oglądałam te albumy, widoki rozpoznawałam bez trudu, i kiedy sama zwiedzałam Włochy i Francję, wydawało mi się, że już to wszystko kiedyś widziałam. Szczególnie byłam szczęśliwa i wzruszona, kiedy w Paryżu znalazłam się przed Katedrą Notre Dame. Czasem zostawaliśmy na kolacji, co ogromnie lubiłam, bo ciocia Roma, która zajmowała się gospodarstwem, zawsze podawała jajka na miękko i parówki. W domu jajka dostawaliśmy tylko kiedy byliśmy chorzy i to pod postacią kogla-mogla, parówek też się nie jadało. Od tego czasu do dziś przepadam za jajkami, od trzydziestu lat jem je codziennie. Dalszych pomieszczeń nie pamiętam dokładnie, wiem, że był tam bardzo duży pokój z alkową, pomieszczenie bez okien za zasłoną gdzie ciotki miały sypialnię, był jakiś bardzo długi korytarz, łazienka kuchnia, z wyjściem na podwórze, pokój służbowy, a od „frontu” czyli od ulicy był jeszcze jeden pokój, nigdy przez nas nie oglądany. Wszystkie panny Szymańskie nie wyszły nigdy za mąż. Podobno Babcia Helena ich mama tak bardzo zniechęcała je do małżeństwa, dając za przykład swoje, że to poskutkowało. W pewnym sensie nie można babci dziwić się, miała 6-ro dzieci, a dziadek zajęty bez reszty sprawami politycznymi, społecznymi i swoją gazetą „ Orędownik" nie miał czasu dla domu. Anegdota rodzinna opowiada taką historię: kiedyś wracając do domu zauważył przed bramą 4-ro, 5-cio letnie dziecko, zaczepił je i spytał „ czyj ty jesteś chłopczyku " a na to usłyszał odpowiedź „ ależ tato to ja jestem Antek". Był to najmłodszy dziadka. Ja dziadków Szymańskich nie znałam, zmarli przed moim urodzeniem, ciotki Szymańskie pamięta całe moje pokolenie.” Wspomina w lipcu 2007r Kamila Helena z Szymańskich- Łukaszewicz.
Pozdrawiam Piotr
|