Dzien dobry przesylam list Fryderyka Chopina
Wieczorem pokazywałem panu Adamowi Mickiewiczowi list Fryderka Chopina /Szopena, który w oryginale, dzięki Teofilowi Kwiatkowskiemu, po- siadam, a którego kopią przepisuję ci, bo warto żeby taka
rzecz wyszła publicznie : list ten pisal Szopen do przyja- ciela swego Domaszewskiego w Warszawie :
Kochany Domusiu !
« Gdybym miał przyjaciela, co przed kilku laty (przy- « jaciela z dużym krzywym nosem, bo tu o innych nie
« mowa), a więc który przed kilkoma laty ze mną w sza- (( fami bąki zbijał, co mnie zawsze z przekonaniem ko- H chał, a mego ojca i ciotkę z wdzięcznością kochał i żeby a ten, wyjechawszy z kraju do mnie ani słowa nie pisał,
« myśls^ym najgorzój o nim i chociażby on potćm płakał « i prosił, nie przebaczyłbym mu, a ja Fryc mam jeszcze a tyle czoła, że bronię moje negliżencyą i odzywam się po- « długo cichćm siedzeniu, jak bąk co z wody łeb wyścibi
« wtenczas kiedy go nikt o to nie prosi. Ależ nie będę się (( silił na eksplikacye, wolę się przyznać do winy, która
— 28 —
(( może z daleka większa się wydaje jak z blizka, albowiem « rozerwany jestem na wszystkie strony. Wszedłem
« w pierwsze towarzystwa, siedzę między ambasadorami, (( książętami, ministrami, a nawet nie wiem jakim cudem, « bom się sam nie pi^h Dla mnie jest to dziś rzecz najpo- <( trzebniejsza, bo ztamtęd niby dobry gust wychodzi; zaraz
(( masz większy talent, jeśli cię w ambasadzie angielskiój « czy austryackiój słyszano; zaraz lepiój grasz, jeżeli cię « księżna Yaudemont protegowała, proteguje, nie mogęna- « pisać, bo baba przed tygodniem umarła; a była to dama
(( na kształt nieboszczki Zielonkowój lub kasztelanowćj « Połanieckiój, u którój dwór bywał, która bardzo wiele « czyniła dobrego, wielu arystokratów przechowała pod- « czas pierwszśj rewolucyi ; pierwsza z dam -po JuliełO"
« wyck dniach była u dworu, ostatnia z familii starszćj (( Montmorency (posiadaczka mnóstwa białych i czarnych (( suczek, kanarków, papug, i właścicielka najzabawniej- « sz6j w świecie wielkim tutejszym małpy, która na wie-
ce ozorach u niój inne kąsała kQntessy). Między artystami ({ mam i przyjaźń i szacunek, nie pisałbym tego, jak tylko (( po roku przynajmniój pobycia tutaj, ale dowodem sza- (( cunku jest, że mi dedykuje swojo kompozycye, ludzie
a z ogromna reputacy§, wprzódy niż ja im, i tak Pixie « swoje ostatnie waryacie z orkiestrę wojskowa mnie przy- « pisał, powtóre komponuję waryacye na moje temata, <c Kalkbrenermojcgo mazurka jednegozwaryował. Ucznio-
« wie konserwatoryum, uczniowie Moszelesa, Hertza, a Kalkbrenera, słowem artyści skończeni biorę ode mnie « lekcye, stawiaję moje imię pod Fieldowskićm, słowem, że- (( bym byłjeszcze głupszy, myślałbym że jestem na szczycie
(( mojćj karyery, tómczasem widzę ile jeszcze mam przed
— 29 —
« sob§ a widzę to tómbardziśj, że żyję ściśle z pierwszymi « artystami i wiem czego każdemu nie dostaje. Ale aż mnie « wstyd tylu banialuk com popisał, pochwaliłem się jak
« dziecko, albo jak ten co czapka na nim gore i sam się « zawczasu broni; zmazałbym, ale czasu nie mam drugiój « pisać kartki, zresztą możeś jeszcze mego charakteru « nie zapomniał, to sobie przypomnisz tego, co taki dziś
« jak wczora, z tą różnicą, że z jednym faworytem, drugi « nie chce rosnąć i nie chce. Pięć lekcyj mam dzisiaj dać, « myślisz że majątek zrobię; kabryolet więcćj kosztuje i <( białe rękawiczki, bez których nie miałbyś dobrego
« tonu. Kocham Karlistów, nie cierpię Filipistów, sam « jestem rewolucyonistą, zatóm nic sobie z pieniędzy nie « robię, tylko z przyjaźni o którą cię błagam i proszę. »
« Fryderyk. »
« O! to on! » po odczytaniu rzekł mi ojciec « najucie-
« szniejsza figura jaką znałem w świecie ; talent Garryka, « dowcip warszawsko-francuzki i jedno mnie tylko w nim « nieprzyjemnie uderzało : to zabawianie swoją osobą fi- « gurek salonowych, z których żartował i miał racyą. Go
(( to o nim teraz za romanse nie piszą i nie gadają; « gdyby mu je był kto za życia przeczytał, otóżbybył (c wystrychnął ze siebie karykaturę podług rysunku tych « melomanów z przewróconym melancholicznie okiem !
« Polskiój matki dusza grała przez niego, śpiewała, szlo- c( chała, a dusza ojca francuza śmiała się na całe gardło i <( i to był Szopen. »
Bywaj zdrów drogi panie Władysławie, ściskam twoje dłoń przyjazną,
Serdecznie pozdrawiam
|