Plutonowy pilot Przybylski i mechanik kapral Wojciechowski zginęli razem w katastrofie lotniczej pod Stęszewem. Po 83 latach potomkowie pilota szukają rodziny mechanika, by razem poświęcić kapliczkę w miejscu tragedii. Czy się uda?
W sobotę 23 czerwca 1928 roku „krótko po godz. 16 z lotniska w Ławicy wystartowali na aparacie »Potez « z 3 pułku lotniczego plutonowy-pilot Stanisław Przybylski i mechanik kapral Józef Wojciechowski. Wskutek nagłego defektu motoru musieli oni lądować nad lasem pod Stęszewem w pobliżu leśniczówki Łódź. Nastąpiła katastrofa, bowiem samolot został rozbity, gdyż wpadł na drzewa, przyczem obaj lotnicy odnieśli śmiertelne obrażenia. Plutonowy Przybylski zmarł na miejscu, a kapral Wojciechowski w godzinę po wypadku. Do nieszczęśliwych przywołano natychmiastową pomoc lekarską i duchowną ze Stęszewa” - doniósł 25 czerwca 1928 r. „Kurier Poznański”.
"Jest to już piąta z rzędu katastrofa lotnicza w 3 pułku lotniczym w roku bieżącym, która zakończyła się wynikiem śmiertelnym" - ustalili dzień później dziennikarze "Kuriera".
Trzy dni po wypadku lotników pochowano na cmentarzu wojskowym na Cytadeli. "Trumny ze zwłokami wynieśli [z kaplicy - red.] koledzy broni zmarłych, składając je na ukwieconych czterokonnych karawanach, sporządzonych z kadłubów samolotów. (...) Olbrzymie tłumy, uczestniczące w pogrzebie i żałosne zawodzenie matek tragicznie zmarłych żołnierzy czyniły wrażenie przejmujące" - relacjonowała prasa.
- W tym wypadku lotniczym zginął mój 26-letni wówczas pradziadek Stanisław - opowiada Wojciech Czeski z Mosiny, tegoroczny absolwent wydziału historycznego na UAM. - Od dwóch tygodni staram się wraz z rodziną zebrać więcej dokumentów na temat tego tragicznego wypadku. Udało nam się znaleźć informacje prasowe oraz zdjęcia pradziadka i jego kolegi. Na najbliższą sobotę 27 sierpnia planujemy poświęcenie kapliczki w miejscu wypadku, upamiętniającej tamto wydarzenie.
Kapliczka stoi od piątku w miejscu wypadku. - Wykonał ją z sosny, akacji i lipy mój ojciec, który jest artystą rzeźbiarzem. Jest stylizowana na stare drewno. Złożyła się na nią nasza rodzina - opowiada Czeski.
Kto wpadł na pomysł upamiętnienia lotników? - Moja babcia Zofia Pieszak, z domu Przybylska, która urodziła się już po tragicznej śmierci swojego ojca - wyjaśnia Czeski. - Babcia zmarła dwa tygodnie temu. Tuż przed śmiercią chciała zobaczyć to miejsce, pojechaliśmy do Wielkopolskiego Parku Narodowego i je odnaleźliśmy. Proszę sobie wyobrazić, że do dziś widać ten rów... Ojciec obiecał babci, że zajmie się upamiętnieniem tego miejsca.
O tragicznej historii przypomni też WPN - w swoim biuletynie zamierza opublikować mapę parku z naniesionym na nią miejscem wypadku.
- Chcemy dotrzeć do rodziny świętej pamięci Józefa Wojciechowskiego, żeby poinformować ich o poświęceniu kaplicy i żeby mogli przybyć na tę uroczystość - mówi Czeski. Rodzina Czeskich prosi potomków zmarłego Józefa Wojciechowskiego o kontakt pod numerem telefonu 61 813 25 30, lub na adres mailowy:
voodoochild25@gmail.com.
- Mam skrytą nadzieję, że ktoś się odezwie. Może ktoś z potomków Wojciechowskiego mieszka jeszcze w Wielkopolsce i przyjedzie pod kapliczkę? - mówi Wojciech Czeski.
Źródło:
Gazeta Wyborcza Poznań