Poniżej historia związana z dworkiem w Wierzycach, którą kiedyś wysłałem w PW panu Osypiukowi i którą na jego prośbę tutaj publikuję:
W latach osiemdziesiątych moi rodzice zupełnym przypadkiem poznali w Wolfsburgu Niemca Ulricha Kelma, ur. w 1918 roku. Jak się okazało, znał on doskonale Kostrzyn, skąd pochodzą (i gdzie mieszkali wówczas) moi rodzice. Ulli, bo tak nazywany był Ulrich, był on synem przedwojennego właściciela dworku w Wierzycach (w tej chwili nie pamiętam jego imienia, był to chyba Hubert lub Hugo Kelm). Budynek został wzniesiony przez dziadka bądź ojca Ullego. We "dworku" (piszę w cudzysłowie, ponieważ Kelmowie, którzy go wznieśli, nie byli przedstawicielami szlachty, a prawdopodobnie potomkami niemieckich kolonistów, zresztą dość zasymilowanymi) przed wojną mieścił się pensjonat wypoczynkowy (stylizowany na alpejską rezydencję). Zachowało się dość dużo fotografii tego budynku z okresu przed 1939. Fotografie wykonywał kostrzyński fotograf Kaczkowski (swoją drogą ojciec przyjaciółki mojej babci). Z opowiadań owej pani, jak i rodziny Kelmów, wynika, że przed wojną można było przepłynąć łódką kanałem ze stawu na posesji Kelmów do jezior Jeziercach.
Ulli, mimo swojego wieku i przebywania przez kilkadziesiąt lat w Wolfsburgu, władał wspaniałą polszczyzną. Miał, można powiedzieć, "polską duszę" - uwielbiał zabawę, żarty, miał ogromne poczucie humoru. Ulli mawiał, że jego babcia była Polką, nazywała się Grabowska i pochodziła z Baranowa pod Poznaniem. Wielokrotnie też wspominał, że przed wojną jego rodzina i on sam żył w zgodzie z okolicznymi Polakami. Mówił, że wraz z Polakami i Polkami bawił się na przedwojennych zabawach i tańcach. Kelm-senior z kolei przyjaźnił się z polskim księdzem z okolic Wierzyc, niestety nie wiem, z której miejscowości. Sielankę i zgodę polsko-niemiecką przerwała druga wojna światowa. Ulli mawiał, iż "wszystko zepsuł Hitler" i jest w tym sporo racji. W trakcie wojny jako osoba narodowości niemieckiej został zaciągnięty do Wehrmachtu i wysłany na front wschodni, gdzie stracił rękę. Ulli, z właściwym sobie poczuciem humoru, wspominał, że rękę stracił przez ciekawość, ponieważ wychylił się zza ściany budynku obok którego wybuchł granat. Po wojnie rodzina Kelmów z racji sytuacji międzynarodowej i politycznej nie mogła powrócić do Wierzyc, dlatego wyemigrowała na tereny późniejszej RFN - do Wolfsburga.
Na początku lat 90. udało nam się dotrzeć do mieszkającej w Wierzycach staruszki, Janiny Rurek, która była nianią Ullego. Była ogromnie wzruszona, kiedy po niemal 50 latach po zakończeniu wojny, dowiedziała się, że jej "podopieczny" żyje i mogła się z nim spotkać w rodzinnej miejscowości ich obojga - Wierzycach. Od tego czasu wzajemne kontakty zaczęły ponownie rozkwitać, Ulli kilkakrotnie odwiedzał rodzinne strony w asyście swojej małżonki - Herthy. Ulli namówił do odwiedzenia Wierzyc również swojego starszego brata Waltera, który bodaj w 1993 roku przyjechał do Polski wraz kilkorgiem dorosłych dzieci i wnukiem. Goście nocowali w naszym kostrzyńskim domu, część "rozmieszczona" została w domach naszych przyjaciół. Dzieci Waltera okazały się jeszcze bardziej sentymentalne i skore do wzruszeń niż dzieci Ullego. Jedna z córek Waltera, Godula von Bachhaus, szczególnie utkwiła mi w pamięci. Jest to osoba niezwykle sentymentalna, którą ukształtowały rodzinne opowieści i dramatyczne wydarzenia. Godula urodziła się na przełomie 1944 i 1945 roku w Wierzycach (jej rodzice mieszkali w dawnym budynku poczty przy szosie prowadzącej do Łubowa). W styczniu 1945 roku, gdy Armia Czerwona zbliżała się coraz bardziej, prawie wszyscy Niemcy w popłochu uciekali i kierowali się na zachód. Rodzina Waltera Kelma uciekała wozem w kierunku Poznania. Było bardzo mroźno, maleńkiej Goduli poważnie groziła śmierć z wyziębienia. Wówczas do wozu Kelmów podbiegła wspomniana wyżej Janina Rurek, dawna niania Waltera i Ullego, która wsunęła pod kołderkę małej Goduli butlę z gorącą wodą, ratując w ten sposób dziecko przed wyziębieniem. Niemka do dziś pisze listy do mojej babci i mnie, często wspomina, że zawdzięcza życie skromnej mieszkance Wierzyc. W latach 90. w trakcie wizyty w Polsce Godula spotkała z p. Janiną - było to niezwykle wzruszające wydarzenie, które, mimo iż byłem wówczas kilkuletnim chłopcem, dobrze zapadło mi w pamięć..
W latach 90. w trakcie wizyty Kelmów w Polsce budynek był w opłakanym stanie - odarty, brudny, rozsypujący się i podzielony na mieszkania były pracowników miejscowego PGR-u. W ciągu kilkunastu lat p. Helenie Beym udało się wydźwignąć posiadłość z ruiny, co niezmiernie cenię i podziwiam. Dawny dworek Kelmów jest teraz prawdziwą perłą Wierzyc. W 2008 roku, kiedy już mieszkaliśmy w Czachurkach, gościliśmy syna Waltera Kelma - Arno. Ostatni raz był tu w latach 90. (wraz z ojcem i rodzeństwem, m.in. Godulą). Choć urodził się już po wojnie i nie pamiętał Wierzyc, był bardzo zainteresowany rodzinnymi okolicami. Udało nam się zarezerwować dla niego nocleg w dawnym dworku należącym do jego dziadków, a obecnie do p. Heleny. Jak sam wspominał, było to dla niego wspaniałe przeżycie - ujrzeć budynek w pełnej krasie, odnowiony i wspaniale zrewitalizowany.
W 1995 roku w trakcie pogrzebu Ullego moi rodzice posypali jego trumnę ziemią z jego rodzinnych Wierzyc...
Mam zamiar ponownie nawiązać kontakty z Godulą i Arno, aby pomóc im odszukać przodków w Wielkopolsce. W XIX wieku wokół Kostrzyna mieszkało dużo Kelmów, ale nie wiadomo, czy byli oni spokrewnieni z tymi z Wierzyc.
Pozdrawiam, Kuba Łabędzki
_________________ Łabędzcy (Opatówko, Września, Kleszczewo, Kostrzyn), Wilkowscy (Kostrzyn, Poznań), Klimas (Iwno, Wiktorowo, Chorzałki), Wesołek (Krerowo, Mączniki, Czerlejno), Stacheccy (Kostrzyn, Pobiedziska), Nijaki, Dopiera, Dokowicz,Banach (powiat Grodzisk, Wolsztyn)
|