Znałem Bytnera, Bittnera, spotkałem się z nazwiskiem Buetnner i kilkoma jeszcze o podobnym brzmieniu. Swoistą ciekawostką jest fakt, że pewien Milicjant Obywatelski nazywał się Büttner. było to ok. 50 lat temu w Wielkopolsce, ale znałem go osobiście oraz poprzez jego dzieci, z którymi wówczas uczyłem się w szkole podstawowej. Niektórzy forowicze zapewne pamiętają mój wpis, ( nieco już starszawy) mówiący o tym, że 6-cioro rodzeństwa mojego Ojca pisało w swoim nazwisku " rz", tak jak zresztą ich ojciec, zaś mój śp. Ojciec - przez "sz". Niestety - nikt już z tej gromadki nie żyje, zaś ja nie mogę znaleźć odpowiedzi na pytanie "skąd ten wyjątek ? " Co do nazwiska "Szwed" - w jęz, niemieckim Schwede = Szwed; Schwefel = siarka; schwebend = unoszący się.... Takich kombinacji można by chyba znaleźć jeszcze kilka, co oznacza że każda z nich mogła ewoluować w różnych kierunkach i formach. Jest miasto Schwedt- blisko granicy z Niemcami. Etymologia z języka szwedzkiego - raczej nie, ponieważ Szwecja w ich języku to Sverige lub Konungariket Sverige . Chociaż może oznaczać także oczywiście przybysza ze Szwecji, którego nazwisko było zbyt trudne do wymówienia, więc go po prostu nazwano "Szwedem".
A tak już żartobliwie - nie chcę nikogo obrazić, ale .... Dawniej w autobusach PKS oprócz kierowcy byli konduktorzy, którzy sprzedawali bilety. Bilety te w bloczkach po 100 znajdowały się w tzw. "piórniku". Zdarzało się że ten pasażerowie wysiadając z autobusu zwracali taki bilet konduktorowi, który wpinał go ponownie do piórnika. Były one wprawdzie już "podziurkowane" ale to nie było przeszkodą. Konduktor często sprzedawał je ponownie, potem jeszcze raz, jeszcze raz..... Kiedy do autobusu wsiadał kontroler zwany "rewizorem" ( jak z Gogola) to konduktor pokazywał lub mówił ile takich biletów jest w autobusie, wśród pasażerów. Zazwyczaj były to bilety w cenie do 5 zł, a ich wartość była porównywalna w długości przejazdu do obecnie stosowanych z kas automatycznych. Ponadto rewizor sprawdzał ile konduktor ma w piórniku tych biletów już raz sprzedanych . Wielu rewizorów wyrażało pogląd że konduktor, który w ciągu dnia nie zarobi sobie na kawę dla siebie i kierowcy to d.... nie konduktor. Tolerowane więc były takie drobne niesumienności w wykonywaniu swoich obowiązków. Trzeba też przyznać że przekroczenie pewnych niepisanych reguł było dla takiego konduktora bardzo nieprzyjemne. Co to ma do tematu ? Ma całkiem sporo, bo właśnie takie bilety "wielokrotnego użytku" były nazywane "szwedami". Tylko kto mi wyjaśni dlaczego?
_________________ Bogusław.
|