Witam,
„Polterabend“, temat ten wywołała na forum kiedyś Marzena.
Chciałbym więc gwoli wytłumaczenia tego wyrazu kilka słów napisać.
W.g. „Deutsche Wörtebruch”
„Polterabend – Feier an einem Abend vor einer Eheschließung, bei dem Porzellan geworfen, zerschmettert wird, was dem Brautpaar Glück bringen soll“
„Polterabend – wieczorna uroczystość poprzedzająca zawarcie małżeństwa, podczas którego rzuca się i tłucze porcelanowe naczynia (przedmioty), co nowożeńcom ma przynieść szczęście.”
Jest to nie tylko w Niemczech obchodzony zwyczaj. Na Górnym Śląsku jest ten zwyczaj także dzisiaj przed każdym ślubem stosowany. Ja sam przed ponad 35 laty musiałem sprzątać po takim tłuczeniu porcelany, a przed rokiem u mojego siostrzenca brałem udział w tym zwyczaju.
Jeżeli natomiast chodzi o potrawy wigilijne to będzie trochę więcej i to co na Górnym Śląsku jako zwyczajem jest i na stole się znajduje.
Co prawda to może nie na temat zwyczajów wielkopolskich na czas wigilijny, ale czy czasem nie podobny?
Wigilia, zwana również na Górnym Śląsku wiliją, wieczerzą lub świętym wieczorem obfitowała jak mało który dzień roku w różne wierzenia i zabiegi magiczne, mające na celu zapewnienie sobie i rodzinie zdrowia, pomyślności i wszelakich korzyści oraz przychylności losu, a także dobrej wegetacji rolnej zarówno w okresie zimy, jak i w całym nadchodzącym roku. Wigilii przypisywano znaczenie można by rzec symboliczne. Za symboliczny uznawano sposób zachowania się, a nawet drobne zdarzenia lub zgoła pojedyncze gesty ludzkie. Tradycja mówiła przysłowiami: "Jakiś w Wigilię, takiś cały rok"; "Kto oberwie we Wigilije, tyn będzie bity cały rok" itp.
W dniu tym należało wstać wcześnie, a nie wylegiwać się. Nie powinno się rano nikogo budzić, każdy powinien sam wstać. Przestrzeganie punktualności było w tym dniu aż przesadne. Starano się nic nie pożyczać, aby nie czynić tego w nowym roku i aby nie wynieść szczęścia z domu. Do dziś powszechnie przestrzega się zasady, iż w Wigilię nie należy prać ani rozwieszać bielizny (a wcześniej powieszoną należy przed wigilią zdjąć). Dawniej łączono to z groźbą śmierci któregoś z domowników.
Kobiety, a szczególnie te w stanie odmiennym, w ogóle nie powinny prać w tym dniu, gdyż mogą urodzić ułomne dzieci. Zakaz rąbania drewna zabezpiecza przed nieurodzajem i gradobiciem, nadto znany jest przesąd, że osobę wykonujące te czynność mogłaby boleć przez cały rok głowa. Dziecko nie może usiąść na stole, bo będzie miało wrzody, nie można też kłaść na stole czapki, bowiem krety bardzo zryją ziemię. Nie wolno wbijać gwoździ do ściany, bo w nowym roku będą zęby boleć.
Należy sąsiadom podrzucić śmieci, a wówczas pieniądze będą trzymały się domu.
Powinno się przynajmniej raz kichnąć, aby uniknąć wczesnej śmierci.
Wigilia jest również dniem podejmowania szlachetnych postanowień: rzucenia palenia papierosów, abstynencji od alkoholu, spełnienia codziennie przynajmniej jednego dobrego uczynku... Podobno postanowienia podjęte w wigilię łatwiej urzeczywistnić niż takie same czynione w innym dniu.
Wieczerzą wigilijną rządziła i nadal rządzi magia liczb. Zgodnie z tradycją liczba ucztujących powinna być parzysta (w przeciwnym przypadku grozi komuś rychła śmierć), natomiast liczba potraw powinna być nieparzysta. Istniało kiedyś przekonanie, że na stole magnata było 11 potraw postnych, szlachcica - 9, chłopa - 7. Według przeprowadzonych w ostatnich latach badań terenowych na stole wigilijnym pojawiają się również inne magiczne liczby serwowanych potraw: liczba 12 - na cześć miesięcy w roku i apostołów oraz cyfra 7 - na cześć 7 dni tygodnia.
Obowiązuje zasada, że należy wszystkich potraw skosztować, wówczas nie zazna się głodu. Kto wyrzeknie się choć jednego dania, w ciągu roku będzie miał o jedną przyjemność mniej. Nikt nie powinien wstawać w trakcie posiłku, wróżyło to nieszczęście bądź śmierć w rodzinie. Podczas jedzenia nie należało odkładać łyżki, bo można wtedy nie doczekać następnej wigilii. Na stole wigilijnym kładziono siano lub słomę - symbol narodzin Pana Jezusa w stajence. Pozostawia się jedno miejsce wolne przy stole dla niespodziewanego gościa, wędrowca, kogoś samotnego, dla Pana Boga bądź dla Pana Jezusa. Nierzadko na stole oprócz świec kładziono kiedyś powszechnie czosnek (posiada moc apotropeiczną), a pod stół: młotek (chronił przed kretami niszczącymi plony), gwóźdź (ostry przedmiot też o mocy apotropeicznej), siekierę (zapewniała moc i siłę nogom bądź chroniła je przed swędzeniem). Według interpretacji chrześcijańskiej narzędzia te przypominać miały mękę Chrystusa. Przed pierwszą wojną światową zdarzały się w Opolskiem wypadki wprowadzania krowy do izby, aby towarzyszyła rodzinie przy wieczerzy. Po wieczerzy panny i kawalerowie ciągnęli źdźbła słomy (lub siana) spod obrusa. Zielono źdźbło oznaczało ślub, zwiędłe - oczekiwanie, żółte - staropanieństwo lub pozostanie w stanie kawalerskim. Panny wiły przed wieczerzą wigilijną wianki, które wieczorem rzucały na drzewa. Jeżeli trzykrotna próba powiodła się, znaczyło, że w nadchodzącym roku wyjdzie za mąż. Rzucano też buty w kierunku drzwi, jeżeli pantofel obrócił się noskiem do drzwi, znaczyło to, że panna opuści dom, wychodząc za mąż. Na progu panny kładły kości, której pies chwycił pierwszą - tę również czekało rychłe zamążpójście. Psom i kogutom rzucano kromkę chleba zaprawioną czosnkiem, ażeby wzbudzić ich czujność. Gospodyni przed pójściem na spoczynek łupiny orzechowe napełnia solą, przeznaczając po jednej dla każdego członka rodziny. Biada, jeżeli nazajutrz sól roztopiona; jest to pewny znak śmierci tego, którego imię skorupa nosi.
Jadło wigilijne było na Śląsku zawsze urozmaicone, nie licząc oczywiście lat głodu, zrazy, głębokich kryzysów gospodarczych oraz okresu pańszczyźnianego. Niektórym produktom przypisywano właściwości magiczne. Wynikało to m.in. z dawnego, sakralnego wprost stosunku ludu do żywności, a także z lęku przed głodem i nieurodzajem. W trakcie wigilii (nieraz po wieczerzy) dzieci częstowano gotowanym jajkiem, aby nie zgubiły się w lesie podczas zbierania grzybów czy jagód. Należy też zjeść jabłko, aby gardło nie bolało, i orzecha, aby zapewnić sobie zdrowe zęby.
Skład dań charakterystyczny dla dawnego i współczesnego Górnego Śląska jest następujący:
Zupy:
siemieniotka zwana też siemonką, którą zjada się z kaszą jaglaną,
zupa rybna,
zupa grzybowa,
grochowa wigilijna,
fasolowa,
żur z ziemniakami,
migdałowa z ryżem,
dziś również barszcz ukraiński z uszkami.
Siemieniotka według wierzeń ludowych chroni przed świerzbem i wrzodami. Żona powinna choć spróbować kaszy, co sprawi, że mąż będzie oddawał wszystkie pieniądze i nie będzie ich przepijał. Grzyby natomiast zapewniają domowi pieniądze.
Ryby: różnorodnie przyrządzane, głównie karp, czasami też szczupak, również kotlety mielone z filetów rybnych oraz śledzie (marynowane, w śmietanie, w majonezie, tzw. rolmopsy).
Groch z kapustą. Zjedzenie grochu gwarantuje w przyszłym roku urodzaj. Niektórzy wierzą, że kury nie będą się rozbiegać i gubić jajek.
Sos z suszonych grzybów z ziemniakami.
Gołąbki postne (z kaszy gryczanej).
Sałatka jarzynowa.
Kluski - kłóski z jagodami, które mają zapewnić bogate plony zbóż. Kluski te robione są z mąki i wody, a powinno się dostać jak najgrubsze i jak najdłuższe.
Moczka (mołcka, mocka)
Makówki (makiełki), których spożycie zapewna, że rodzina będzie się trzymać razem, nie rozejdzie się.
Kutia.
Ciasto drożdżowe z makiem, bądź z serem, pączki, faworki (chrust, chruściki).
Kompot z suszonych owoców.
Dzisiaj także: Pierogi z kapustą i grzybami (również z serem). Łazanki z kapustą i grzybami.
Chociaż już po Wigilii i po Świętach, ale myślę, że temat jeszcze aktualny.
Pozdrowienia andreas
|